Hello duszyczki. ^_^ Napisałam następny rozdział Innej, więc się nim z Wami dzielę. Niedługo kolejny rozdział (już go kończę). ;)
Obudziłam się w swoim łóżku, gdy zegar wiszący na ścianie naprzeciwko wskazywał już chwilę po północy. Nie byłam w nastroju na cokolwiek, ale mój żołądek po całym dniu bez jedzenia, zaczął się go w końcu domagać, więc skierowałam się do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki i zajęłam jeden z wysokich stołków przy stole. Siedząc i konsumując dość późną kolację rozmyślałam o tym, co się dziś wydarzyło. Zupełnie nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Chłopaki widzieli mnie dziś w takim stanie, że aż dziw, że nie zeszli na zawał. Najbardziej szkoda było mi Luhan'a, któremu przypadło uspokojenie mnie, co nie jest prostym zadaniem. Poprosiłam go o pomoc w znalezieniu wyjścia z tej sytuacji, ale czy dobrze zrobiłam? Pewnie już powiedział o tym reszcie ekipy. Może jednak nie powinnam była nic mówić… Chłopaki mają już wystarczająco swoich problemów, nie potrzebują jeszcze dodatkowo rozwiązywać moich. Ale jeśli już wiedzą i im na to nie pozwolę, to będą na mnie źli? Albo gorzej zawiedzeni? Nie chcę by czuli się źle z mojego powodu. To wszystko nie chciało się poukładać w mojej głowie w żaden logiczny sposób. Jestem dość inteligentna, jak na osobę w moim wieku, ale jeśli chodzi o sprawy tego typu to zdecydowanie wymiękam.
Dokończyłam swój posiłek i skierowałam swoje kroki z powrotem do pokoju, gdy usłyszałam odgłosy dochodzące z game-room'u, który akurat mijałam. Przystanęłam na chwilę przed drzwiami zastanawiając się kto jest o tej godzinie jeszcze w bazie. Chłopaki żyją na dwie strefy czasowe, więc nocną porę tutaj spędzają przeważnie na swoich aktywnościach. Słyszałam dość głośną wymianę zdań między Yifan'em i Luhan'em, ale nie wiedziałam o co chodzi, bo z tego, co się zorientowałam rozmawiali po chińsku, a jeszcze nie zabrałam się za ten język, choć dla mnie byłoby to pewnie tylko ze dwa tygodnie intensywnej nauki. Stałam tak przy ścianie i rozważałam czy powinnam wejść do środka i załagodzić jakoś te krzyki, czy jednak tym razem nie ingerować i pójść do siebie. Właściwie nie byliby zdziwieni moją obecnością, bo często wpadam w połowie kłótni uspokajając obie strony, ale patrząc, co dziś odwaliłam, nie wiem czy powinnam pokazywać się im na oczy. Nie zdążyłam nawet podjąć decyzji, gdy nagle drzwi pomieszczenia się uchyliły, a w progu stanął zaskoczony Matt.
- Księżniczko co tu robisz? Nie powinnaś się wyspać do porządku?
- Byłam głodna, więc poszłam coś zjeść. A dlaczego ty tu jesteś o tej godzinie? I dlaczego Kris i Lu się kłócą? - zapytałam równie zdziwiona jego obecnością, co on moją.
- Pilnuję tej dwójki żeby się nie pozabijali, gdyby miało dojść do rękoczynów, bo od godziny się na to zapowiada. Nie znam chińskiego, nie wiem o co im poszło - odpowiedział wzruszając ramionami.
- Od godziny? To ile oni już tak po sobie wrzeszczą? - byłam naprawdę zaskoczona słowami przyjaciela. Chłopaki nawet jeśli mieli sprzeczki, nie trwały one tak długo.
- Jakoś odkąd EXO wrócili do Korei, to już chyba ze trzy godziny będzie jeśli się nie mylę.
- Co?! Kłócą się już trzy godziny i nadal nie doszli do porozumienia? Bosze, co się musiało stać żeby nie mogli się dogadać już tyle czasu - zrezygnowana weszłam do pomieszczenia mając w planach uspokoić przyjaciół. Nie lubię kiedy ludzie się kłócą, dlatego zawsze staram się im pomóc pogodzić. - Chłopaki? - rzuciłam nawet nie próbując ich przekrzykiwać.
- Iskra? Co ty tu robisz?
- Jak długo tam stoisz? - oboje byli równie zaskoczeni moją obecnością, co Matt chwilę temu, tylko nie byłam pewna czemu wszystkich dziwił mój widok.
- Właśnie przyszłam. Dlaczego tak krzyczycie? Stało się coś? - nie miałam pojęcia jak wyczuć tą sytuację, bo ta kłótnia była zdecydowanie intensywniejsza od wszystkich, które już widziałam z ich udziałem.
- To nic takiego, nie martw się.
- Za chwilę rozwiążemy ten problem, możesz wracać do spania.
- Macie zamiar go rozwiązać krzycząc po sobie? Przez trzy godziny już się ponoć wydzieracie jeden na drugiego i nie wydaje mi się żebyście byli bliżej rozwiązania - odpowiedziałam patrząc na zdenerwowanych przyjaciół stojących pośrodku pokoju. - O co wam w ogóle poszło tym razem? To już wasza druga kłótnia w tym miesiącu.
- …
- No o coś wam musiało pójść, przecież nie drzecie się tak bez powodu. Tylko mi nie mówcie, że to znowu ma związek z ostatnią misją - powiedziałam obserwując dwójkę chłopaków mając nadzieję, że naprawdę nie o to chodzi.
- Poniekąd - odpowiedział Lu w końcu po długim namyśle.
- Nie mogę z wami ostatnio. Już wam przecież tłumaczyłam, że każdy ma swoją unikalną rolę i nie możemy tego ot tak zmienić kiedy już to dogadaliśmy - załamałam ręce. Nie miałam już słów jeśli chodziło o ten temat.
- Nie o to chodzi - rzucił Yifan już trochę spokojniejszym tonem. - Właściwie tym razem chodzi o ciebie, więc chyba akurat do tej kłótni nie powinnaś się mieszać.
- Jak to o mnie? Czemu kłócicie się z mojego powodu? - w tej chwili mnie zamurowało. Kompletnie nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
- To… cóż… nie bardzo wiem, jak to wyjaśnić - zaczął Luhan prawdopodobnie szukając odpowiednich słów. - Wiesz… powiedziałem im o naszej rozmowie żebyśmy wspólnie mogli nad tym pomyśleć.
- I kiedy już uzgodniliśmy co i jak, jemu nagle przestało to odpowiadać - dokończył Kris. Spodziewałam się, że już wiedzą, ale nie sądziłam, że już mają pomysł, jak mi pomóc.
- Bo ten sposób jest zły. Nawet ona chwilę temu powiedziała, że problemów nie rozwiązuje się krzykiem - Lu znowu podniósł głos na przyjaciela, co mnie zaczynało niepokoić. Naprawdę rzadko kłócili się aż tak bardzo, a fakt, że to ja byłam powodem kłótni zaczynał mnie jeszcze bardziej dobijać.
- Po pierwsze obaj się uspokójcie. Koniec z krzykami i podniesionym tonem. Jesteście przyjaciółmi do jasnej anielki, przyjaciele się po sobie nie wydzierają. A po drugie nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiecie, co jest konkretnie powodem tej nadwyraz głośnej wymiany zdań. Co jest tym rozwiązaniem, które nie odpowiada Lu oppie? I czemu Yifan oppa tak się z tego powodu denerwuje?
- Nie mam zamiaru się tłumaczyć ze swoich racji. Co ty byś powiedziała na nagłą zmianę planu, na który wszyscy się zgodzili tylko dlatego, że komuś się odwidziało?
- Mnie się nie odwidziało. Tak po prostu nie można.
- Powiedziałam, że macie się uspokoić - teraz i ja mówiłam już podniesionym głosem. - Jeśli na plan przystali wszyscy to byłoby nie fair w stosunku do pozostałych go teraz zmieniać bez ich wiedzy. I co tak złego zakłada ten plan, że nie można tego zrobić?! Dopóki wasz plan nie uwzględnia zabijania mnie to myślę, że wszystko jest w porządku.
- Jesteś pewna? - zapytał Lu z troską w oczach. - A jeśli to zaboli? Psychicznie?
- Oppa… Nie wiem czy zauważyłeś, ale psychicznie to już ze mną gorzej chyba być nie może. Poza tym wątpię żeby któryś z was planował krzywdzenie mnie w jakikolwiek sposób. Nie wiem, o co chodzi w tym waszym planie, ale jestem pewna, że cokolwiek by to nie było nie ma na celu sprawienia jakiegokolwiek bólu. Wziąłeś pod uwagę, że mogłeś coś źle zinterpretować? Że ta obrana przez was metoda prawdopodobnie nie jest tak zła jak myślisz?
- Cały czas to mówię, ale mnie tu nikt od roku nie chce słuchać!
- Oppa spokojnie. Ja cię słucham w tej chwili i słyszę cię, więc nie krzycz. Nie bolą was gardła? Jak można tyle krzyczeć bez większego celu? Czy możecie bardzo proszę dojść do jakiegoś konsensusu w związku z tą sprawą? Skoro nie chcecie mi powiedzieć o co chodzi to chociaż nie kłóćcie się do rana i znajdźcie wreszcie jakiś kompromis. Obaj przedstawiliście już swój punkt widzenia, więc może czas znaleźć jakiś złoty środek, który je łączy?
- Ok, więc powiem jeszcze raz. Nigdy nie powiedziałem, że zamierzam zrobić to, o co mnie od kilku godzin posądzasz. Nie jestem potworem bez serca, też mam uczucia i potrafię dostrzec je u innych, więc nie zamierzam ich celowo u nikogo ranić - Yifan już w miarę spokojnie powiedział, co miał do powiedzenia, a ja po jego słowach wywnioskowałam, że prawdopodobnie tym razem on gra kluczową rolę w tym planie i dlatego tak bardzo zdenerwował go opór Luhan'a.
- Obiecujesz, że tego nie zrobisz?
- Tak, tak, tylko skończmy już się sprzeczać, bo to od początku nie ma sensu. Cały czas powtarzam, że mam swoje sposoby i nie zawsze są one brutalne lub pełne złości i nienawiści.
- Czyli co? Zgoda między wami? - zapytałam obserwując przyjaciół, którzy już wyglądali o wiele lepiej, a przede wszystkim nie wyglądali jakby mieli zaraz zacząć się bić.
- Tak. Powiedz mi tylko młoda, jakim cudem rozwiązujesz cudze problemy z taką łatwością i spokojem, a ze swoimi sobie zupełnie nie radzisz?
- Hm? Wiesz, ponoć daję też całkiem dobre rady, a sama z nich nigdy nie korzystam, więc no… Poza tym nie lubię widzieć was w złych nastrojach, szczególnie takich, jak przed chwilą.
- Wiesz, że w twoich działaniach brakuje logiki, no nie? - zapytał mnie Kris, a ja tylko skinęłam głową uśmiechając się delikatnie. - No nieważne. Wracasz teraz spać?
- Chyba się już dziś wyspałam… A dlaczego pytasz? - byłam nieco zaskoczona pytaniem kolegi.
- Porozmawiajmy chwilę - odpowiedział, po czym odwrócił się z powrotem do przyjaciela. - Idź spać, nie zjem jej przecież.
- Nie martw się oppa, wszystko jest w porządku. Też powinieneś trochę odpocząć - powiedziałam spokojnie do nadal zmartwionego przyjaciela.
- Okey, ale nocuję tutaj, bo już nie mam dziś żadnych aktywności, więc jakby co wiecie gdzie mnie szukać.
- Już tak nie przeżywaj, wyjdzie z tego cało, masz moje słowo - Yifan zaczekał aż Lu wyjdzie z pomieszczenia po czym skierował się do sofy. - Siadaj młoda - powiedział wskazując miejsce obok siebie.
- O czym chcesz porozmawiać? - zapytałam nie do końca pewna czego konkretnie ma dotyczyć ta rozmowa.
- Ja mówię, ty słuchasz, jasne? - zapytał, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową. - I dobrze. Sprawa wygląda tak, że mamy i źródło i rozwiązanie twojego problemu, i teraz tylko od ciebie zależy czy faktycznie chcesz go rozwiązać. Od razu mówię, że metoda ci się nie spodoba, ale jeśli chcesz spać spokojnie to innego wyjścia nie ma - mówił dość pewny swoich słów, cały czas patrząc na mnie, jakby sprawdzając moje reakcje na każde zdanie. - Nie będę owijał w bawełnę. Problem masz w swojej głowie i tylko ty możesz go stamtąd wyciągnąć. A nie widziałaś go do tej pory, bo jak na mój gust nawet nie pomyślałaś o takiej możliwości. Powiem prosto z mostu, zacznij używać mocy tak, jak zwykłaś to robić, a twoje życie wróci do normy - jestem prawie pewna, że teraz moje oczy były wielkości pięciozłotówek. Zatkało mnie, gdy usłyszałam ostatnie zdanie. - Nie rozumiesz, no nie? Eh… Wiesz dlaczego tyle razy na ciebie krzyczałem żebyś używała mocy? - pokręciłam przecząco głową dając mu znak by kontynuował tą myśl. Byłam w tej chwili naprawdę ciekawa przyczyny tego zjawiska. - Nie jestem tak obojętny, jak wszyscy myślicie, po prostu działam na swój własny sposób. Twoje nienormalne zachowanie daje po oczach właściwie od początku i wystarczyło ci się tylko trochę przyjrzeć żeby to zauważyć. Posłuchaj, to, że nie używasz mocy doprowadziło cię do stanu, w którym chwilowo jesteś. Czujesz się bezbronna, słaba, bezradna i to z własnej winy. Zrobiłaś największą głupotę jaką mogłaś zrobić, pozbawiłaś się możliwości obrony i walki na sposoby, które prawdopodobnie już dobrze opanowałaś, zastępując je czymś, z czym sobie kompletnie nie radzisz. Ja to widzę tak, wracasz do używania mocy, szkolisz się w tym i twoje życie i psychika wracają do normy. I nie chcę słyszeć żadnych wymówek, bo obiecuję, że następnym razem zamiast na ciebie nawrzeszczeć, po prostu ci przywalę - Chińczyk skończył swój monolog cały czas uważnie mnie obserwując. Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższą chwilę, on czekał na moją reakcję, a ja próbowałam poukładać to wszystko w głowie.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że to wszystko stało się właśnie dlatego, że nie używam many?! Przecież to nie ma sensu!
- Co według ciebie nie ma tu sensu? Hm?
- Oni nie żyją właśnie dlatego, że jej używałam. I nawet nie mów mi, że to nieprawda, bo dobrze wiem, że jest. Jak dużo ludzi ma jeszcze zginąć z mojego powodu żebyście to pojęli?!
- Ja ci naprawdę zaraz przyłożę, jak się nie ogarniesz. Kto ci do cholery powiedział, że to twoja wina?! Wmawiasz sobie rzeczy, które nie istnieją. Nie żyją, bo masz szurniętą babcię, a nie przez ciebie. Ale skoro wolisz ten tok rozumowania, to ja się mogę dostosować, nie ma problemu - teraz już oboje się przekrzykiwaliśmy broniąc swoich racji. A dopiero co mówiłam, że krzykiem problemów się nie rozwiązuje… - W takim razie ujmę to inaczej, jak nie wrócisz do normalności i nie zaczniesz używać mocy, nadal będziesz bezbronna i bezradna. A kiedy ona się zjawi, nic nie zrobisz, bo nie będziesz miała jak. Jak chcesz bronić chociażby samą siebie czymś czego nie używasz i wyszłaś już z wprawy? Wiesz dlaczego nie mogłaś im wtedy pomóc? Bo nie byłaś w tym jeszcze wystarczająco dobra by móc coś zrobić. Byłaś tylko dzieciakiem, a oczekiwano od ciebie więcej niż od większości dorosłych. Zostaw wreszcie tą przeszłość tam, gdzie jej miejsce i rusz do przodu. Zacznij dostrzegać, że masz też jakąś przyszłość. Jak nie będziesz wyciągać lekcji z własnych błędów, to będziesz je w kółko popełniać, z tymże ich skutki będą coraz większe. Naprawdę tego chcesz? Powtarzać to samo wydarzenie przez całe życie i żałować do końca swych dni, że mogłaś coś z tym zrobić, gdy był na to czas?
- Oppa, nigdy nie pozwolę was skrzywdzić, przecież wam to obiecałam. I wiem, że mam przyszłość, każdy ją ma skoro żyje. Tylko, że… - nie dane było mi dokończyć swoich rozmyślań, gdy Yifan postanowił mi przerwać.
- Mam dość. Przestań stawiać nasze życie ponad swoje własne. Twoje życie ma taką samą wartość jak nasze. Nie musisz nas ciągle chronić, umiemy się bronić. A patrząc na twój chwilowy stan, to i tak chyba niewiele możesz zrobić. Zadbamy o siebie na własną rękę, ale ty zrób to samo. Twoje życie to coś więcej niż ta baza i świat, w którym się zamknęłaś, czemu cholera tego nie widzisz?! Jak długo zamierzasz to ciągnąć?! Chcesz żebyśmy serio któregoś dnia znaleźli cię na skraju dachu jakiegoś wieżowca?! - był dość poirytowany, ale tym razem dla odmiany już wiedziałam dlaczego. Martwił się, choć okazywał to inaczej niż wszyscy, próbował pomóc już dawno, a ja ślepa tego nie zauważyłam…
- No nie… - zawahałam się nad ciągiem dalszym nie wiedząc, co w sumie chcę powiedzieć. - Ale jak to w sumie widzisz? Ot tak mam nagle zacząć znowu używać many? Po prostu? Jak gdyby nigdy nic? - nie bardzo wierzyłam, że to jest wogóle wykonalne. Minęły już dokładnie dwa lata, a to sporo czasu, nie wyobrażałam sobie robić tego, co kiedyś.
- No a w czym problem? Robiłaś to tyle lat i na ostatnich dwóch misjach również, więc pamiętasz jak jej używać. Gdzie ty widzisz tu problem? Jeśli znowu odpowiesz, że to przez nas, to nie ręczę za siebie - mówił już o wiele spokojniej, a już na pewno nie był tak zirytowany tą całą rozmową, jak jeszcze chwilę temu.
- Nie wiem w sumie… - po tym wszystkim, co powiedział mi Yifan, sama już nie wiedziałam, co o tym myśleć. Gdyby się tak nad tym zastanowić, faktycznie może mieć rację. Nigdy nie wzięłam pod uwagę tego, że zaprzestanie używania many może mieć jakieś negatywne skutki. A tymczasem rzeczywiście pozbawiłam, a właściwie wyparłam się części siebie, z którą nauczyłam się żyć przez kilka ostatnich lat. - Muszę się z tym przespać, poukładać to jakoś w głowie. Nie twierdzę, że nie masz racji. Wręcz przeciwnie, myślę, że ją masz, tyle że… nie wiem jak u ciebie oppa, ale mój mózg potrzebuje chwili żeby przetworzyć tyle informacji.
- Hm? Ok, ja powiedziałem, co chciałem, reszta zależy od ciebie. Zmykaj do siebie. Ja dziś też przenocuję tutaj, bo już nie chce mi się wracać do domu - powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia, najprawdopodobniej kierując się do swojej sypialni.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, po czym również postanowiłam wrócić do swojego pokoju, gdzie od razu rzuciłam się na łóżko. Leżałam na swoim sporych rozmiarów okrągłym posłaniu wpatrując się w sufit oblepiony różnymi holo naklejkami i rozmyślałam o tym, co powiedział mi Yifan. Właściwie niczego z tego, co się chwilę temu wydarzyło, się nie spodziewałam. Po pierwsze mój problem i jego rozwiązanie… Oba sprowadzają się do many i poniekąd mojego dziwnego pojmowania świata. Po drugie cały ich plan to po prostu gadka Kris'a? Coś mi tu nie pasuje… Jakim cudem się na to zgodził? Nie lubi ingerować w cudze problemy i to akurat nic złego, no ale sam fakt… Musi być w tym coś więcej, tylko co? A może znowu po prostu za dużo myślę i doszukuję się złożoności w prostych sprawach? Kurczę, sama nie wiem… Może sprawa faktycznie jest aż tak prosta, tylko ja ją za bardzo komplikuję? Czyli co? Mam po prostu wrócić do używania many? I wszystko będzie w porządku? Właściwie jakby nad tym pomyśleć, ma to sens. Nawet sporo sensu. Z pomocą Matt'a na pewno mogłabym opanować jakieś nowe umiejętności. Rozwijałabym się, a skoro na tym etapie i tak nie ma już drogi powrotnej, rozwój wydaje się być w porządku. Jeśli rozwinę swoje zdolności, będę silniejsza i pewnego dnia będę mogła stawić czoła nie tylko babci, ale wszystkim innym zagrożeniom i przeszkodom po drodze. Dlaczego wcześniej nie dostrzegłam, że moja głupota jest tak wielka? Serio potrzebowałam dwóch lat użalania się nad beznadziejnością życia i bezpośredniego przyjaciela żeby to zrozumieć?! Normalnie nie wierzę…
Leżałam jeszcze kilka minut patrząc na zdjęcia przyklejone pomiędzy gwiazdkami, księżycami, serduszkami i innymi naklejkami. Były to zdjęcia moich przyjaciół, wszystkich dziewiętnastu. Kilka selfie chłopaków z EXO, które zrobili sobie w bazie podczas wygłupów któregoś dnia, moje foto z Matt'em zrobione w moje osiemnaste urodziny i grupowe zdjęcie Team 5 z czasów, gdy zwerbowała ich Seige. Wszyscy na tych zdjęciach byli szczęśliwi, uśmiechnięci, bez większych problemów w życiu na tamten moment. Zatrzymałam wzrok na tym ostatnim i uważnie mu się przyjrzałam. Tamtego dnia jeszcze nie wiedzieli o moim istnieniu i właściwie dopiero się w to wszystko wdrażali.
- Obserwujecie mnie tam z góry? - zapytałam niby siebie, niby przyjaciół nadal wpatrując się w zdjęcie nade mną. - Pewnie jesteście zawiedzeni moim zachowaniem… Chciałam być pomocnym członkiem załogi, być kimś wartościowym dla was, a zostałam rozczarowaniem. Przepraszam, że nie dałam rady wam wtedy pomóc - kontynuowałam swój monolog do fotografii na suficie czując, że w sercu już podjęłam właściwą decyzję. - Ale nie martwcie się, nie popełnię tego samego błędu drugi raz. Już nikogo więcej nie zawiodę. Zobaczycie, będziecie ze mnie dumni. Dajcie mi trochę czasu, a pokażę wszystkim, co tak naprawdę potrafię.
Popatrzyłam jeszcze raz na wszystkie zdjęcia, uśmiechając się tak, jakby nagle cały ciężar spadł mi z serca, wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, z dna szafy wyjęłam pudełko, z którego wyciągnęłam stary strój treningowy, którego używałam za dawnych czasów podczas ćwiczeń z Team 5, przebrałam się i udałam się na tor przeszkód. Yifan od początku miał rację, mana to część mnie i nie mogę tak po prostu udawać, że ona nie istnieje. Miał też rację w innej kwestii. Jeśli będę ciągle skupiać się na wydarzeniach sprzed dwóch lat i żałować czegoś, czego i tak już nie zmienię, mogę zniszczyć przyszłość, nie tylko swoją, ale i ludzi, którzy są dla mnie ważni. Kiedy weszłam do sali treningowej od razu wbiegłam na rusztowanie stanowiące pierwszy punkt toru. Tak, wbiegłam, z każdym kolejnym krokiem pod moimi stopami pojawiała się jasnobiała kafelka, na którą stąpałam, coraz wyżej i wyżej aż znalazłam się na szczycie tej dziwnej wieży. Tym razem tor przeszkód nie będzie dla mnie już niemożliwy do przejścia. Nawet ta nieszczęsna lina nie stanowi już wyzwania. Wrócę do formy i pokażę wszystkim na ile mnie stać.
Na pokonywaniu przeszkód w kółko i na okrągło spędziłam dwie, może trzy godziny. Kiedy uznałam, że tu już nic więcej pożytecznego nie wskóram, wyszłam z sali i skierowałam się do garażu. Panował tu niezły bałagan po tym, jak Matt stwierdził ostatnio, że pojazdom przyda się trochę nowszej technologii. Posprzątałam walające się wszędzie części i narzędzia, po czym odszukałam wzrokiem swoją deskę i ruszyłam na zewnątrz. Jeździłam po okolicy bez większego celu, nie miało dla mnie znaczenia, że słońce dopiero wschodziło, po prostu czerpałam przyjemność z przejażdżki na świeżym powietrzu. Zahaczyłam po drodze o tor wyścigowy, na którym zrobiłam kilka okrążeń ciesząc się niewiadomo z czego. Czułam się dziwnie szczęśliwa, choć sama nie byłam pewna dlaczego. Czy to przez rozmowę, jaką odbyłam z Yifan'em? A może przez to, że uświadomił mi pewne rzeczy? W tej chwili nie miało to znaczenia, czułam się dobrze i tak powinno już zostać. Kiedy zauważyłam, że słońce pojawiło się już na niebie w całej swojej okazałości, dotarło do mnie, że mamy już poranek. Nie chciałam martwić nikogo swoim nagłym zniknięciem, szczególnie Lu, który prawdopodobnie postanowi sprawdzić, co u mnie po nocnej awanturze z Kris'em, więc w drodze powrotnej wstąpiłam na krótką chwilę do pizzerii wujaszka Bena po coś na śniadanie i udałam się do bazy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz