wtorek, 11 maja 2021

Inna: Rozdział XX - Każdy problem można rozwiązać

Annyeong moje duszyczki ^^ Mam dla Was następny rozdział. :D Miał pojawić się w Majówkę, ale nie wyrobiłam się czasowo z pracą, więc i rozdział trochę się opóźnił, ale grunt że jest, prawda? :P Bez przedłużania i innych pierdół, enjoy. ;)


- Porozmawiasz ze mną? - zapytał mnie cichutko Lu nadal do siebie przytulając. - Proszę - powiedział to tak cicho, że tylko ja mogłam go usłyszeć.

Pokiwałam głową na znak zgody. Nie chciałam teraz rozmawiać, ale potrzebowałam stąd wyjść, uciec od tych wszystkich zmartwionych spojrzeń. Zauważyłam, że emanuję energią, co wyjaśniałoby ich nieco przestraszone wyrazy twarzy, choć nadal nie bardzo rozumiałam, co się właściwie dzieje. Lu pomógł mi wstać, co nie było łatwe, bo nogi miałam dosłownie jak z waty. Z jego pomocą dotarliśmy do mojej sypialni, gdzie posadził mnie na łóżku, a sam zajął miejsce zaraz obok. Przez dłuższą chwilę po prostu patrzył mi w oczy, aż w końcu wziął głęboki oddech i się odezwał.

- Powiesz mi, co to był za sen? - zapytał uważnie obserwując każdy mój ruch.

- … - otworzyłam usta, by coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęłam nie wiedząc, jak ubrać swoje chaotyczne myśli w słowa. Spuściłam głowę zastanawiając się, co powinnam mu powiedzieć, kiedy usłyszałam jego ciche westchnięcie.

- Chciałbym ci pomóc, reszta także, ale nie zrobimy tego, jeśli nam na to nie pozwolisz - powiedział spokojnym tonem, przez który zaczynałam czuć wyrzuty sumienia, że znowu jestem dla kogoś powodem do zmartwień. - Nie pomożemy ci, jeśli nie będziemy wiedzieli, co ci dolega. Odkąd tylko pojawiliśmy się w bazie, nie spuszczasz z nas oka nawet na moment. Chronisz nas tak, jak obiecałaś i wiemy, że poświęciłabyś za nas nawet życie. Pomagasz nam w każdej najmniejszej błahostce, kiedy ktoś potrzebuje się wyżalić, czy po prostu wygadać, ty uważnie słuchasz. Pocieszasz nas w trudnych chwilach, godzisz nas, gdy się kłócimy i zawsze jesteś w pobliżu, gdyby ktoś cię potrzebował. Ale tak dłużej nie może być. Nie możesz uszczęśliwiać wszystkich dokoła kosztem swojego szczęścia, a przede wszystkim zdrowia. A robisz to. Kiedy masz zły humor, jest ci źle albo po prostu coś cię boli, ty zawsze jesteś przy nas, nie okazując tego wszystkiego. To nie jest dobry układ, a już na pewno nie jest fair - gdy skończył mówić, czułam, że zaraz się rozpłaczę. Nigdy nie zastanawiałam się, jak wygląda moje zachowanie z ich perspektywy, a teraz, kiedy już wiem, nie wiem, co powiedzieć.

- Przepraszam - wydukałam z siebie, powstrzymując zbierające się łzy.

- Widzisz? Znowu to robisz - Lu delikatnie odwrócił moją głowę w swoim kierunku, bym na niego spojrzała. - Przepraszasz, choć nie masz za co. Nikt nie jest na ciebie zły, w żaden sposób nie zawiniłaś. My się po prostu o ciebie martwimy - powiedział spokojnie.

- Właśnie za to przepraszam - odpowiedziałam odwracając z powrotem głowę.

- Nie rozumiem. Za co? - po tonie jego głosu wywnioskowałam, że był porządnie zaskoczony moimi słowami.

- Za to, że się martwicie. Nie chciałam żeby ktoś musiał się o mnie martwić. Nie chciałam sprawiać problemów. Przepraszam - powiedziałam cicho, coraz trudniej było powstrzymywać łzy, których jak na złość przybywało.

- Ale o czym ty mówisz? Nie sprawiasz problemów. A martwienie się o przyjaciela to nic złego. Ty ciągle się o nas martwisz, więc pozwól żeby teraz ktoś zrobił to za ciebie.

- Ale to przeze mnie jesteście w niebezpieczeństwie…

- Nieprawda. Bycie strażnikami Multiświata samo w sobie jest niebezpieczne. Nie możesz nieustannie się obwiniać o wszystko, to nie jest wyjście, a tylko bardziej cierpisz - nie widząc żadnej reakcji z mojej strony, kontynuował. - Proszę, ten jeden raz pozwól żeby to ktoś pomógł tobie. Ale żebym mógł ci pomóc musisz zacząć ze mną rozmawiać.

- O czym? - zapytałam, czując, że spadam na przegraną pozycję i zaczynam tracić kontrolę nad sytuacją. - Ja nie umiem rozmawiać na tematy, które zapewne chcesz poruszyć - dodałam, kuląc się. Podciągnęłam nogi i oplotłam je rękami, a głowę oparłam na kolanach, to była dobra pozycja do złych tematów.

- Nie szkodzi. Ja umiem dobrze słuchać, więc jakkolwiek to powiesz, przynajmniej cię wysłucham - westchnęłam cicho, co i tak pewnie usłyszał. - Powiedz mi, ale tak szczerze. Czy ktokolwiek kiedykolwiek zrobił dla ciebie to, co ty dla nas, czyli siedział i po prostu słuchał? - spojrzał na mnie pełen współczucia, a przynajmniej tak mi się wydaje. Czyżby wiedział? Ale skąd?

- Nie… - zawahałam się nad ciągiem dalszym, więc wzięłam głębszy oddech, by znaleźć w sobie choć trochę odwagi, by móc kontynuować. - Bo ja tego nigdy nie chciałam.

- A teraz? Chcesz żeby ktoś po prostu cię wysłuchał? Bez oceniania, wtrącania się, żeby ktoś po prostu siedział i słuchał?

- Nie wiem. Nie wiem, co miałabym powiedzieć. Nie wiem jak bym miała to powiedzieć. Nie potrafię tak, jak wy nazywać uczuć, nie zawsze umiem przyporządkować nazwy wszystkiemu, co czuję. Nikt nigdy o tym ze mną nie rozmawiał, nie wiem jak to się poprawnie robi…

- Ale już zaczęłaś. Nie da się rozmawiać o tym niepoprawnie. Każdy podejmuje ten temat na własny sposób. A ty musisz znaleźć swój. Wystarczy się po prostu otworzyć, a cała reszta pójdzie już sama - posłał mi delikatny uśmiech, który wcale nie sprawił, że czułam się choć trochę lepiej. - Przynajmniej spróbuj. Tylko tyle.

- Tylko spróbować? - powtórzyłam niepewnie. Niby bym mogła, tylko jak? o czym? - A jeśli nie dam rady? Nie wiem, jak mam to zrobić - czułam, że po moim policzku spływa pierwsza łza. Z każdą sekundą byłam coraz bardziej bezradna. Chciałam się po prostu rozpłakać i wtulić w przyjaciela, by ten powiedział, że wszystko będzie dobrze. Chciałam, by skłamał, bo przecież nic nie będzie dobrze.

- Dasz radę. Możesz powiedzieć cokolwiek. Jeśli nie chcesz mówić o tym śnie, to wystarczy, że powiesz, co w tej chwili czujesz, jakimikolwiek słowami. Będę słuchał bez względu na to, co powiesz - ostatnie zdanie troszeczkę mnie podbudowało, on po prostu będzie obok, a to wystarczy. Wystarczy, by był.

- Nie lubię kiedy ludzie kłamią, wiesz? I wiem, że ja zrobiłam to wam, ale nie w tym rzecz teraz - zaczęłam jakby od niczego, ale nie bardzo wiedziałam, jak mam skonstruować swoją prośbę. Spojrzałam na przyjaciela, który cały czas mi się przyglądał i cierpliwie czekał na dalszy ciąg. - Teraz chciałabym usłyszeć jakiekolwiek kłamstwo, które brzmi dobrze - dokończyłam wracając wzrokiem na podłogę.

- Kłamstwo? Jakie na przykład? - zapytał nie do końca rozumiejąc, co miałam na myśli.

- Że wszystko będzie dobrze. Że wszystko się ułoży. Albo że ten sen był naprawdę tylko snem i nigdy się nie ziści. Nie wiem, po prostu cokolwiek, co da jakąś nadzieję choć na krótką chwilę.

- Oh… - usłyszałam chwilowe zawahanie, jakby zastanawiał się co powinien powiedzieć albo czy w ogóle coś powiedzieć. - Wiesz, moim zdaniem to nie do końca kłamstwo. Znaczy, nie wiem, co to był za sen, ale jestem prawie pewien, że wszystko w końcu będzie dobrze - spojrzałam znowu na przyjaciela, który postanowił kontynuować swoją wypowiedź. - Ja widzę to tak, jeśli zaczniesz z nami rozmawiać o tym, co jest źle, to zawsze możemy spróbować to naprawić. Dokładnie tak, jak ty pomagasz nam rozwiązywać problemy. To działa na tej samej zasadzie. Jeśli powiesz w czym leży problem, to wspólnymi siłami na pewno uda nam się go rozwiązać - dokończył, a ja nie spuszczałam z niego wzroku.

- Myślisz, że każdy problem da się rozwiązać?

- Oczywiście. Poza tym to nie ty czasem powiedziałaś, że nie ma sytuacji bez wyjścia? Może twój problem ma bardzo proste rozwiązanie, ale go nie widzisz, bo wszystko próbujesz zrobić na własną rękę? Może jeśli pozwolisz komuś spojrzeć na to, to ta osoba zauważy coś czego ty sama nie spostrzegłaś?

- Czyli co mam zrobić? Ten problem jest beznadziejny, bo nawet nie wiem, co nim jest… - powiedziałam znowu uciekając wzrokiem gdzieś na bok. To nie było kłamstwo. Może gdybym potrafiła określić przyczynę tego wszystkiego, to znalazłabym i rozwiązanie, ale dlaczego nie umiałam znaleźć nawet powodu?

- Hm… To spróbujmy we dwoje dowiedzieć się w czym leży problem. Może jednak powiedziałabyś, co to był za sen? Może w nim jest jakaś wskazówka? Jak myślisz? - czułam na sobie jego wzrok. Choć jego głos był łagodny i pełen troski, nie bardzo wiedziałam jak mam mu powiedzieć, co się właściwie wydarzyło w mojej podświadomości.

- W tym śnie… - zaczęłam niepewnie, myśląc, jak złożyć ten natłok myśli w jedno zdanie. - Ona przyszła po was. Nic nie mogłam zrobić - pozwoliłam łzom znaczyć ścieżki na mojej twarzy na samo wspomnienie tego obrazu. - I nieważne, czy to był tylko sen, bo ona miała rację. Kiedy przyjdzie, znowu będę bezradna. Znowu zabierze mi to, co dla mnie ważne. Znowu zniszczy mi życie tylko jednym ruchem ręki, a ja nic nie będę mogła zrobić. Nieważne, jak długo będę stawiać opór i walczyć, ona i tak wygra. Znowu zawiodę. I to będzie moja wina, bo nic nie zrobiłam - rozpłakałam się na dobre. Tych emocji było za dużo, nie mieściły się już w moim potrzaskanym sercu. I już nawet nie robiło mi różnicy czy ktoś mnie widzi widzi w tym stanie czy nie.

- To nie była, nie jest i nie będzie twoja wina. Nikt ci nas nie zabierze, nigdzie się nie wybieramy. I będziemy tu tak długo, jak będziesz nas potrzebować. Nie pozwolimy jej znowu cię tak skrzywdzić, coś wymyślimy. Razem. Na spokojnie - w tym momencie zrobił to, czego potrzebowałam najbardziej. Po prostu przytulił, po prostu był. Tak jak obiecał.

- Ale z tym nic nie da się zrobić. Mam wrażenie, że to jeden z tych problemów, których rozwiązanie jest gorszą opcją od samego istnienia problemu - powiedziałam starając się uspokoić, choć nie bardzo mi to wychodziło.

- To nieprawda. Wiem, że jest wyjście z tej sytuacji, ale musisz przestać udawać, że problemu nie ma, bo w ten sposób nigdy go nie rozwiążemy - poczułam jak obejmuje mnie nieco mocniej, jedną rękę kładąc na moich włosach.

- Oppa? - spojrzałam na niego, choć łzy zasłaniały mi prawie cały obraz. Też na mnie spojrzał, dając mi znak, że mogę kontynuować. - Ja sobie już nie radzę. To wszystko… to mnie przerasta. Za dużo tego dla mnie jednej. Nie umiem tak dłużej, nie dam rady - wydukałam pomiędzy kolejnymi szlochami. Nie wiem dlaczego, ale teraz jakoś łatwiej było mi przyznać, że już od dawna nie daję rady. - Udawanie, że wszystko jest okey, podczas gdy najchętniej skoczyłabym z dachu jest trudne. Nie chcę musieć dłużej udawać. Nie potrafię już tak. Proszę, pomóż mi znaleźć to rozwiązanie, bo ja go naprawdę nie widzę - i w tym momencie powiedziałam coś, czego nie słyszał nikt inny w całym moim życiu. Poprosiłam o pomoc, ale nie byle kogo. Najlepszego przyjaciela, który po prostu jest i będzie.

- Pomogę - odpowiedział głaszcząc moje włosy. - Wszyscy pomożemy. Po to tu jesteśmy - dodał trochę ciszej. Nie wiem jak długo tak mnie tulił i głaskał, ale w końcu zaczęłam się uspokajać, by wreszcie odpłynąć do Krainy Morfeusza.

*pov Luhan'a*

Kiedy zaproponowałem rozmowę i poszedłem z nią do jej pokoju, nie sądziłem, że się otworzy, ale biorąc pod uwagę w jakim stanie była, chciałem spróbować raz jeszcze. Gdy zaczęła mówić, co jej leży na sercu, byłem w szoku. Nie sądziłem, że myśli w ten sposób. I jeszcze ten sen, choć nie wiem, co dokładnie się w nim wydarzyło, wiem, że nie możemy do tego dopuścić. Najgorsze jest to, że widzę jej problem, którego ona faktycznie nie dostrzega, tylko nie mam pojęcia, jak jej powiedzieć, że to jej psychika i światopogląd tutaj są przyczyną tego wszystkiego. Siedziałem obejmując ją delikatnie i uspokajałem, że wszystko będzie w porządku, że pomożemy jej znaleźć wyjście z tej dziwnej sytuacji, jednocześnie samemu się nad nim zastanawiając. Kiedy zasnęła ułożyłem ją delikatnie w łóżku i wyszedłem z jej sypialni od razu kierując się do game-room'u. Musiałem obgadać to z resztą chłopaków i spróbować razem z nimi wymyślić sposób, jak przekazać jej informacje dotyczące istoty jej problemu.

- O jesteś już. Gdzie was wcięło na tak długo? I gdzie młoda? - pytania padły, gdy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia.

- Śpi i niech tak na trochę zostanie, bo musimy ustalić jakiś plan nim się obudzi albo co gorsza rozmyśli - powiedziałem trochę obawiając się, że do tego ostatniego faktycznie może dojść.

- Dlaczego twój t-shirt jest mokry? Co wyście tam robili? - usłyszałem nagle obok siebie od przyglądającego mi się bacznie Minseok'a.

- Płakała… - Matt bardziej stwierdził fakt niż zadał pytanie, jakby dokładnie wiedział, co się wydarzyło.

- Tak, ale nie to w tej chwili jest najważniejsze - odpowiedziałem szybko próbując wrócić do tematu, który chciałem poruszyć. - Jak czegoś nie zrobimy, dopóki zgadza się na współpracę, będziemy częściej widzieć ją w takim stanie, a szczerze mówiąc chyba wolałbym jednak nie - dokończyłem przypominając sobie jej bezradność i bezsilność, gdy siedziała tuż obok mnie pusto wpatrując się w przestrzeń.

- Czekaj. Jak to zgadza się na współpracę?! - Matt był najbardziej zaskoczony w tej chwili spośród wszystkich i nie bardzo wiedziałem dlaczego. Czy w jego przekonaniu miałaby się nie zgodzić?

- Może najpierw usiądźmy, bo nie będziemy obmyślać planu działania stojąc w drzwiach przecież - zaczekałem aż wszyscy się rozsiądą w przestronnym pomieszczeniu, sam również zająłem miejsce i kontynuowałem. - Sprawa wygląda tak, że już doszła do granicy wytrzymałości i musimy coś z tym zrobić. Ten sen był… nie do końca wiem w sumie o czym, bo w tym momencie się rozpłakała i ciężko było ją zrozumieć, ale głównie chodziło o to, że my w nim zginęliśmy z ręki jej babci - powiedziałem trochę plącząc się w wyjaśnianiu, ale nie umiałem ubrać tego wszystkiego w odpowiednie słowa tak żeby mnie zrozumieli. - A ona tam stała i z tego, co zrozumiałem nie zdążyła nic zrobić.

- To faktycznie jest niemały problem - powiedział Matt patrząc gdzieś w przestrzeń. - Ten sen to jedna sprawa, ale to, że ci o nim powiedziała to już zupełnie inna kwestia. Musi być z nią poważnie skoro po tylu latach postanowiła wreszcie się otworzyć i w dodatku wyrzucić z siebie tyle rzeczy naraz.

- No przecież mówię, że jest już na granicy swoich możliwości. Zaproponowałem żeby pozwoliła nam sobie pomóc i świetnie by było, gdyby nam się udało udzielić jej tej pomocy, póki nie ma nic przeciwko.

- No dobra, ale jak mamy zamiar to zrobić? Wiemy w ogóle od czego zacząć? Nawet nie wiemy co jest dokładnie tym problemem, więc jak mamy go rozwiązać? - usłyszałem Yixing'a, który próbował posklejać fakty w jedną całość.

- Moim zdaniem problem leży w tym, co opisał nam Matt - spojrzałem na chłopaka siedzącego naprzeciwko, a ten jakby od razu zrozumiał do czego zmierzam. - Największym problemem chwilowo jest to, że wbiła sobie do głowy, że to ona stanowi dla nas zagrożenie. A to przecież kompletna bzdura, z tym że akurat tego to jej chyba nie damy rady wyjaśnić. Musimy wymyślić jakiś sposób żeby zaczęła dostrzegać prawdę, a nie tylko to, co kreuje sobie jako prawdziwe - wraz z ostatnim słowem zdałem sobie sprawę, jak trudne zadanie nas czeka. Przecież nie można zmienić czyichś poglądów z dnia na dzień.

- Czyli musimy przekonać ją, że nasza znajomość nie wpływa na nasze bezpieczeństwo? Czarno to widzę… - Junmyeon zdawał się myśleć o czymś konkretnym, ale chyba zrezygnował z pomysłu, na który prawdopodobnie wpadł przed chwilą.

- Nie wiem jak wy, ale ja bez problemu widzę, że rozwiązanie jest naprawdę proste i oczywiste - Yifan spojrzał po wszystkich zatrzymując swój wzrok na siedzącym tuż obok niego brunecie. - Masz się za geniusza, a nawet ty nie widzisz, gdzie tak na serio leży problem, nie? - zapytał go z przekąsem.

- Wiem, co jest problemem, nie jestem idiotą. Ale skoro uważasz inaczej, to może powiesz nam jak masz zamiar namówić ją do tego, by porzuciła to pozbawione jakiegokolwiek sensu postanowienie? - Matt nie krył irytacji i odpowiedział mu pytaniem na pytanie. Od początku znajomości z nim, chyba wszyscy zdążyliśmy zauważyć, że bardzo nie lubi, gdy umniejsza się jego inteligencji.

- Okej, po pierwsze się uspokójcie, to nie czas na kłótnię na temat tego, kto co widzi. A po drugie o czym wy w ogóle nawijacie? Chyba czegoś nie łapię, jakie jest to rozwiązanie? - Suho starał się opanować dwójkę przyjaciół, którzy wyglądali jakby mieli się na siebie zaraz rzucić.

- Nie mogę z wami - Kris zabrał głos zrezygnowany. - Uważa, że jest dla nas zagrożeniem, tak? A dlaczego? Nie dlatego, że użyła przy nas mocy, ale dlatego, że nie jest w stanie tego kontrolować do końca życia i dobrze o tym wie. Z tego jej snu wynika, że nie mogła nam pomóc i to ją najbardziej boli. Dlaczego nie mogła nam pomóc? Bo zachciało jej się udawać normalnego człowieka. Serio nie zauważyliście? - dodał już zupełnie zirytowany tym, że nadal nie rozumieliśmy do czego zmierza. - Ona nie boi się swojej szurniętej babci, innych Multiańczyków czy nawet samego Krytusa. Przecież oni wszyscy dla niej są bez znaczenia póki nie chodzi o nas, no nie? Ona się boi, że nie da rady nas ochronić, bo wpoiła sobie, że to jej obowiązek. I nie żeby coś, ale po części to nasza wina. Cały czas oczekujemy od niej, że będzie nam robić za jakąś tarczę czy superbohatera na zawołanie - ostatnie zdanie Yifan'a wszystkich wprawiło w osłupienie. Chyba żaden z nas nie zdawał sobie sprawy z tego, że to faktycznie tak wygląda. - Poza tym wszyscy dobrze wiemy, że nie używa mocy i wiemy dlaczego, a mimo to nadal oczekujemy od niej więcej niż jest w stanie zrobić. Ja się nie dziwię, że dziewczyna psychicznie wysiadła. Powinna mieć kogoś kto jej od początku uświadomi, że robi głupotę po tym, jak świat jej się zawalił, gdy tak naprawdę była jeszcze niewiele wiedzącym dzieciakiem. A zamiast tego ma nas, trzynastu dorosłych facetów, którzy oczekują, że ta z radością będzie ich bronić, choć właściwie nie ma jak. Nawet jej najlepszy przyjaciel z dawnych czasów, zamiast tłuc jej do głowy, że zachowuje się jak idiotka, bo może jego by posłuchała, najpierw zwiał zostawiając ją z tym zupełnie samą, a teraz siedzi cicho i pozwala jej dalej w to brnąć. Poważnie? I wy się jeszcze zastanawiacie w czym leży problem? - dokończył biorąc kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić. - I co? Teraz żaden z was nie ma nic do powiedzenia? I pomyśleć, że to mnie w kółko powtarzacie, że na niczym mi nie zależy.

- Yifan to nie tak, że nie mamy nic do powiedzenia. I nam wszystkim na niej zależy. Po prostu nie rozumiem dlaczego ty to zauważyłeś, a my nie? - odpowiedziałem szczerze przyjacielowi, który chyba miał już nas w tej chwili dość.

- Ja też nie wiem czemu tego nie widzicie. Przecież to daje po oczach.

- To dlaczego nie próbowałeś z tym nic zrobić? Jesteś jedynym, który cokolwiek zauważył, nie mogłeś wcześniej dać nam znać, że jesteśmy ślepi na to, co się dzieje? - Xiumin był chyba najbardziej opanowany z nas wszystkich jeśli chodzi o rozmowy z wściekłym Wu i z reguły to on rozwiązuje konflikty z jego udziałem, więc nic dziwnego, że i tym razem starał się coś wskórać. Niestety poszło to w nie tą stronę, co trzeba, bo Chińczyk zdenerwował się jeszcze bardziej.

- Dlaczego z góry zakładasz, że nie próbowałem? Zawsze kiedy miałem już dość dawałem znać, że jej zachowanie jest infantylne. Myślicie, że po co tyle razy na nią wrzeszczałem? Przecież nie podejdę do niej i nie powiem "Hej, mogłabyś zacząć zachowywać się normalnie?". Wyobrażacie sobie mnie w normalnej konwersacji o uczuciach? Nie moja wina, że za każdym razem kiedy postanowiłem przypomnieć jej kim jest, wy stwierdzaliście, że przesadzam i mam dać jej spokój.

- Dobra, rozumiem, mamy swój udział w tym wszystkim. I wybacz, że nie skumaliśmy wcześniej, co właściwie robiłeś. Ale co się stało już nie odstanie, więc teraz musimy to jakoś naprawić. Żeby mogła wyjść na prostą - wszyscy starali się odpowiedzieć Kris'owi i go trochę uspokoić. Miał rację, choć jego zachowanie często ciężko rozgryźć, faktycznie mogliśmy trochę wcześniej zareagować i może wtedy wcześniej by powiedział co i po co robi. Ale teraz już nie było sensu gdybać. Przyjaciel wskazał problem, więc teraz trzeba było znaleźć jego rozwiązanie.

- Nadal uważam, że rozwiązanie jest oczywiste, tylko nie wiem, jak uda nam się ją do tego zmusić, bo po dobroci z jej obecnym stanem i tą upartością będzie ciężko - powiedział już o wiele spokojniej, a my zaczęliśmy się zastanawiać, jak przekonać Iskrę żeby na powrót zaczęła używać swoich mocy.

- A może ty byś z nią porozmawiał - rzucił nagle Matt wskazując na Yifan'a.

- Tobie też padło już na głowę?! To jest zaraźliwe czy jak?! - Chińczyk był zdecydowanie oburzony tą propozycją.

- Słuchaj. Sprawa jest prosta. Niechętnie to przyznaję, ale zauważyłeś, że z nią jest coraz gorzej dużo wcześniej niż ja i reszta. I od początku próbowałeś coś z tym zrobić nawet nie przejmując się tym, że prawdopodobnie mogła ci nieźle przyłożyć. Nie oczekuję od ciebie rozmowy o uczuciach ani niczego podobnego. Weź pod uwagę jej osobowość, też nie mówi o uczuciach, więc taka rozmowa prawie w 100% nie miałaby racji bytu. Zrób to po swojemu. Pozwalam ci na nią nawet nawrzeszczeć, jeśli to jakoś pomoże, choć nie gwarantuję, że wtedy ci nie przywali. Po prostu uważam, że ty masz największe szanse z nas wszystkich na przekonanie jej. Jesteś najbardziej bezpośredni, więc jeśli powiesz jej, co o tym myślisz, tak jak nam chwilę temu, weźmie to bardziej poważnie aniżeli gdyby któryś z nas to wszystko powiedział - brunet wyjaśnił swój plan, który nie wiadomo kiedy zdążył obmyślić, podczas gdy Kris cały czas uważnie mu się przyglądał.

- Zgoda. Niech będzie. Jeśli to w końcu sprawi, że ta wariatka znormalnieje choć trochę, mogę się na nią wydzierać nawet pół dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz