środa, 14 kwietnia 2021

Inna: Rozdział XVIII - Natarcie Sentient

Witajcie duszyczki moje. <3 Mam dla Was kolejny rozdział "Innej". Być może pamiętacie rozdział z pamiętnikiem i jego formę (bez pov), więc jeśli Wam się podobała taka forma, to tym razem mam nadzieję, że też przypadnie Wam do gustu. Tym razem w rozdziale mamy 2 rodzaje pov (pov - punkt widzenia), na początek głównej bohaterki, a następnie Matt'a żeby troszkę wyjaśnić akcję podczas, gdy bohaterka znika z "kadru". Przewiduję więcej rozdziałów w takiej formie (nie tylko z pov Matt'a, ale i reszty), więc koniecznie dajcie znać, co o tym sądzicie. ^^ Nie przedłużając już bardziej, enjoy. :D


- Możesz powtórzyć? - wszyscy stanęliśmy, jak wryci. Dopiero co się o to sprzeczaliśmy, a teraz dzieje się to naprawdę? Niemożliwe.

- Karminowi Sentient na Błękitnej Sent - powtórzyła równie bezuczuciowo, co wcześniej. - Powinniście się pospieszyć zanim dotrą do głównej hali. I uważajcie na siebie.

Czym prędzej pospieszyliśmy do pojazdów, tym razem postanowiłam pojechać z Matt'em, korzystanie z deski w trakcie misji w starciu z Sentient nie wydawało się dobrym, a już na pewno nie zbyt mądrym pomysłem. Na niebieskiej planecie znaleźliśmy się w kilka sekund, ale dla bezpieczeństwa postanowiliśmy zostać w samochodach. Zatrzymaliśmy się zaraz przy portalu prowadzącym na Ziemię obmyślając plan działania, którego stworzenie na poczekaniu do prostych zadań zdecydowanie nie należało.

- To jaki mamy plan? - zapytał Kyungsoo obserwując otoczenie na monitorze w pojeździe. - W pobliżu nikogo nie ma.

- Myślicie, że dotarli już do głównej hali?

- Jak mamy się ich stąd pozbyć?

- Nie mówiliście czasem, że Krytus jest niebezpieczny?

- Matt? - pytania padały jedno za drugim, a ja nie miałam zielonego pojęcia, co powinniśmy zrobić, więc liczyłam na pomoc przyjaciela, który niestety był tak samo zdezorientowany w tej chwili, co my.

- Najpierw musimy się dowiedzieć gdzie są i co tu robią. Potem ustalimy co dalej - powiedział dość niepewnie, co akurat w tej sytuacji było dość zrozumiałe.

Ruszyliśmy powoli przed siebie cały czas obserwując wszelki ruch na najbliższym terenie na monitorach, które Matt ostatnio zamontował w części pojazdów. Reszta z nas rozglądała się wokoło wypatrując tego, co może nie mieścić się w zasięgu skanerów. W pewnym momencie zauważyliśmy Karminowego Sentient w odległości kilkuset metrów od nas, co spowodowało, że wszyscy w jednym momencie się zatrzymaliśmy. Mieliśmy w tej chwili spory problem, bo w okolicy nie było żadnego miejsca, w którym moglibyśmy się ukryć i nie wiedzieliśmy, czy osobnik przed nami zdążył nas już zauważyć, czy może nie. Nie byliśmy też pewni dokąd zmierza intruz i jakie ma zamiary w chwili obecnej. Nic nie działało tutaj na naszą korzyść.

- Jakieś pomysły? - padło nagle pytanie i nawet nie jestem pewna, kto je zadał. Z nerwów przestawałam powoli racjonalnie myśleć, bo przez głowę przeszedł mi nawet pomysł odwrotu. Szybko jednak odgoniłam te myśli, bo mimo wszystko byliśmy tu potrzebni.

- Jeśli nas zauważy to po nas - odpowiedział szybko Matt. - Nikt się nie rusza nawet o centymetr, istnieje cień szansy, że jeszcze nas nie widział, więc dobrze by było gdyby tak pozostało.

- Matt? Nie żebym miała coś do tego pomysłu, ale jeśli chcemy ich odesłać na czerwoną Sent to chyba nie unikniemy kontaktu z nimi - odpowiedziałam, nadal nie wiedząc, co powinniśmy zrobić żeby wypełnić misję i przy tym nie ucierpieć.

- Wiem o tym. Jednak rozsądniejsze byłoby nie rzucać się na nich bez planu, nie uważasz? Może najpierw ustalmy, co zrobić żeby ich odesłać z powrotem, a potem dajmy im znać o swojej obecności - brunet intensywnie myślał nad planem działania, przeszukiwał jakieś bazy danych w swoim podręcznym komputerze i mimo wszystko chyba niewiele przychodziło mu do głowy dobrych rozwiązań, co mogłam zauważyć po jego zrezygnowanym wyrazie twarzy i dłoniach przyłożonych do skroni.

- Zabrzmię teraz jak kompletna wariatka, ale chyba musimy przejść od razu do działania - tak, jak myślałam, chłopaki popatrzyli na mnie z pojazdów, jak na kogoś kto właśnie zaproponował napad na bank w biały dzień. - Wiem, jak to brzmi, ale myślę, że nie jesteśmy w stanie wymyślić planu idealnego, a skoro tak to żaden plan nie jest nam potrzebny, bo każde niedopatrzenie w planie będzie kosztować nas życie, a na spontana powinniśmy jakoś dać radę to ogarnąć.

- Fakt, jeśli obmyślimy plan i coś nie pójdzie zgodnie z nim, a na 99% tak będzie, nie zdążymy wymyślić ani planu B, ani sposobu na własny ratunek. Jednak rzucanie się na Krytusa i jego zgraję ot tak jest niczym samobójstwo - brunet siedzący na fotelu kierowcy obok mnie patrzył na mnie nie wiem czy bardziej zrezygnowany z powodu misji prawie niemożliwej, czy pełny nadziei na dobry obrót spraw. - Powiedz mi przynajmniej, że masz w tej swojej główce jakieś pomysły na różne możliwości.

- Jak zawsze - odpowiedziałam rozważając w myślach różne scenariusze i rozwiązania. Może i nigdy nie miałam głowy do obmyślania planów, ale za to od zawsze całkiem nieźle radziłam sobie z działaniem w sytuacji kryzysowej. Potrafię przewidzieć prawie wszystkie możliwe złe scenariusze i na szybko znaleźć im rozwiązanie, gdy wymaga tego sytuacja. Jedynym problemem w tej chwili był Krytus, który ponoć jest nieprzewidywalny, więc nawet jeśli wzięłam pod uwagę 100 możliwych niepowodzeń, on może znaleźć sposób numer 101 na naszą klęskę. - Właściwie mam jeden pomysł, który być może zwiększy trochę nasze szanse - dodałam na koniec i ponownie wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. - Co do jednej rzeczy na pewno jesteśmy zgodni. Nie mamy zielonego pojęcia, czego się spodziewać, więc musimy mieć jak najwięcej dróg ucieczki, by wyjść z tego cało. Widzę to tak. Matt przekalibrowuje wszystkie portale na zonie z wyjątkiem tego na Karminową Sent, żebyśmy mieli osiem dostępnych wyjść - chłopak bez wahania przytaknął mi skinieniem głowy i od razu zabrał się do zdalnego majstrowania przy teleportach. Zitao i Lu oppa robią dziś przede wszystkim za obserwatorów - spojrzałam na przyjaciół siedzących w samochodzie naprzeciw nas. - To znaczy, że obserwujecie całe EXO i interweniujecie zaginając czas czy odpychając czerwonych, gdy widzicie, że zagrożenie jest zbyt duże - chłopaki dali znać skinieniem ręki, że rozumieją, co powiedziałam, więc przeniosłam swój wzrok na Kai'a w pojeździe tuż bok. - I Jongin oppa, ty dziś masz też trudne zadanie. Wiem, że jeszcze tego nie próbowałeś w praktyce, ale wiem też, że jesteś w stanie to zrobić, więc skup się. Jeśli któryś z członków zespołu będzie w sytuacji zagrażającej życiu, masz natychmiast teleportować siebie z nim jak najdalej - chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem, co było zrozumiałe, ale niestety nie mieliśmy teraz czasu na próby i ćwiczenia. - Nie oczekuję od ciebie teleportacji na Ziemię, musisz po prostu zabrać osobę w niebezpieczeństwie kilka metrów od źródła zagrożenia - starałam się uspokoić przyjaciela, co chyba mi wyszło, bo po chwili namysłu skinął niepewnie głową. - Yifan oppa zwyczajowo jest naszymi oczami z powietrza, a reszta robi to, co tylko może żeby skierować Sentient do południowo-wschodniego portalu, który prowadzi na ich planetę. Ja biorę na siebie walkę wręcz z tymi pokrakami, ochronę Matt'a, który nadal przygotowuje dla nas drogi ucieczki i będę obserwować też waszą dwunastkę, tak na wszelki wypadek.

- Nie za dużo tego? Jak ty chcesz to ogarnąć? Masz jedną parę oczu, nie pięć - Matt lekko się zaniepokoił, co szło wyczuć nawet pomimo sarkazmu.

- Nie bój nic. Dopóki wam nic nie będzie, to mnie też nie - uspokoiłam chłopaka i przygotowałam się do wyjścia z samochodu, gdy na horyzoncie pojawiło się więcej czerwonych nietubylców. Byłam pewna swoich możliwości i wiedziałam, że dam radę z tymi trzema zadaniami.

Może to nie był jakiś doskonały plan, raczej jego zarys, ale dawał dużą swobodę w działaniu, co akurat w tej sytuacji stanowiło jego największy plus. Wyszłam z pojazdu rzucając przyjacielowi ostatnie uspokajające spojrzenie i skierowałam swoje kroki naprzód, gdzie stali gotowi już do boju Sentient. Było ich na szczęście tylko pięcioro i nigdzie nie widziałam Krytusa, co z jednej strony było swoistą ulgą, ale z drugiej stwarzało niepewność, że ten tyran gdzieś się tutaj czai. Reszta ekipy dość niepewnie poszła w moje ślady i po chwili staliśmy już w szeregu na wprost wroga. Tak, Karminowi Sentient, to jedyna rasa, którą otwarcie uznaję za wrogów pomimo tego, że wyznaję równość Multiańczyków. Niestety uczynili już tyle złego w Multiświecie, że nie sądzę by kiedykolwiek chcieli być na równi z resztą mieszkańców.

Nie musieliśmy długo czekać, by czerwoni rzucili się do ataku. Chłopakom udawało się walczyć, a właściwie bronić na odległość, co było o tyle dobre, że w bliższym starciu mogliby zostać ranni. Staraliśmy się nakierować intruzów w stronę odpowiedniego portalu, co nie było proste. Portal prowadzący na ich zonę był dość daleko, a oni sami w żaden sposób nie ułatwiali nam tego zadania. Yifan zrobił szybki rekonesans z powietrza i po kilku minutach mieliśmy całkiem dobre wieści. Na niebieskiej Sent nie było nikogo więcej poza nami i tą piątką, z którą próbowaliśmy się uporać, co znaczyło, że Krytus nadal siedzi w swoim królestwie. Mimo to nie mogliśmy jednak ani trochę odpuścić, bo bez względu na to czy z władcą Sent czy bez, przybysze byli tak samo niebezpieczni. Po kolejnych kilku minutach wreszcie mogliśmy dostrzec jakiś postęp wynikający z naszych działań. Powoli zbliżaliśmy się do portalu, Matt w tym czasie zreorganizował już cztery teleporty i wszyscy byli nadal cali i zdrowi.

Niestety, jak to ja, zbyt szybko ucieszyłam się z dobrego przebiegu wydarzeń i jak zawsze coś musiało pójść źle. W pewnym momencie jeden ze sługusów Krytusa wręcz rzucił się na stojącego nieopodal Sehun'a, który był zajęty obroną przed innym Sentient. Nie wiem dlaczego, ale podczas gdy Luhan pomagał Suho i Xiumin'owi odpierać atak najbardziej natarczywego z intruzów, ani Kai, ani Tao nie zauważyli, że ich najmłodszemu przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo. Czym prędzej zjawiłam się za plecami maknae stawiając śnieżnobiałą ścianę emanującą energią w celu uchronienia go przed atakiem z tyłu. W tej chwili naprawdę było mi za jedno kto i jak mnie widzi, nie mogłam dopuścić żeby któremuś stała się krzywda. Zaskoczony chłopak szybko się odwrócił wplątując ciągle atakującego moją barierę w tornado, które zabrało go i wyrzuciło kilka metrów dalej.

- Nic ci nie jest? - zapytałam wpatrującego się we mnie przyjaciela. -  Sehun! W porządku? - powtórzyłam pytanie, gdy nie zauważyłam najmniejszej reakcji z jego strony.

- T.t..tak… - Hunnie starał się złapać oddech odpowiadajac mi jednym urywanym słowem, wyglądał przy tym jakby od dłuższej chwili nie oddychał. - Ale ty krwawisz - dopowiedział wskazując na moją rękę, która rzeczywiście na wysokości zgięcia w łokciu była na tyle rozcięta, że krew płynęła z niej niewielkim strumykiem.

- Nic mi nie jest, ale uważaj trochę bardziej na siebie - uspokoiłam chłopaka i cisnęłam maną w tego upartego kosmitę, który postanowił ponowić atak, pomimo że chwilę temu wypadł z trąby powietrznej. - Chłopaki musimy się sprężyć, bo zaczynamy tracić kontrolę nad sytuacją! - krzyknęłam najgłośniej, jak tylko mogłam, by mieć pewność, że wszyscy mnie usłyszą.

Fakt, że traciliśmy czujność i ledwo już dawaliśmy radę się bronić był sporym utrudnieniem. Mimo że byliśmy coraz bliżej portalu, od którego dzieliło nas już zaledwie parę kroków, przerzucenie przez niego piątki ani trochę nie słabnących Sentient wydawało się trwać wiecznie. Kilkakrotnie widziałam teleportującego się tam i ówdzie Jongin'a, co rusz to z innym członkiem zespołu, Tao już ledwo wyrabiał z zatrzymywaniem i zwalnianiem czasu w różnych miejscach prawie jednocześnie, Lu też zdecydowanie opadał z sił, nawet Yifan zszedł niżej starając się pomóc i przemieszczać kolegów, ale nie mogliśmy tego ciągnąć w nieskończoność. My słabliśmy z każdą kolejną minutą, a nasi przeciwnicy mieli werwy do walki za troje.

- Mam pomysł! - krzyknął nagle Junmyeon, co dało nam trochę nadziei na skończenie tej potyczki. - Sehun! Daj ich w górę! - Maknae od razu wykonał polecenie lidera zespołu, który zaraz pod miotającymi się w powietrzu, wściekłymi Sentient stworzył coś w rodzaju wodnej zjeżdżalni prowadzącej dokładnie w środek portalu stojącego nieopodal. - Hyung! Lód! - najstarszy z chłopaków natychmiast dotknął wody, co spowodowało jej zamrożenie. Domyśliłam się, co planował Suho, więc postanowiłam pomóc tworząc ściany po bokach tej dziwnej ślizgawki tak, by żaden z czerwonych na pewno z niej nie uciekł.

- Matt! Portal! - krzyknęłam, a brunet od razu zauważając, co mam na myśli włączył pobliski teleport. - Sehun! Puść! - najmłodszy bez wahania upuścił wciąż miotających się w amoku Sentient, którzy w kilka sekund byli już po drugiej stronie portalu. Matt szybko dezaktywował urządzenie i w końcu mogliśmy odetchnąć z ulgą. - Mam dość - powiedziałam siadając na ziemi. Byłam wykończona, chłopaki zresztą też, bo wręcz padali z nóg. Teraz, kiedy cała adrenalina zaczęła już powoli opadać, czułam w jakim jestem stanie, a właściwie w jakim stanie jest moje ciało. Bolało mnie chyba wszystko, włącznie z głową, choć nie kojarzę, bym w nią oberwała.

- Jak ty wyglądasz?! - usłyszałam nagle podniesiony głos nad sobą. Oczywiście należał on do nikogo innego, jak Wu, który patrzył na mnie… hmmm… ze strachem? Jego wzrok był pełny sprzecznych emocji, ale jestem pewna, że w tej chwili wyglądał, jakby się bał. Tylko czego?

- Nic mi nie jest - odpowiedziałam krótko, ale dość szczerze. Fakt, bolał mnie każdy centymetr ciała, prawa ręka nadal krwawiła, na lewym nadgarstku też miałam spore rozcięcia i chyba skręciłam kostkę, gdzieś w międzyczasie, ale tak naprawdę nic poważnego mi nie dolegało. Wszystkie te rany zagoją się w kilka dni, więc dla mnie nie było to czymś nowym, że wracam z misji poobijana.

- Młoda… Ty krwawisz… - Lu spojrzał wpierw na moje przedramię, z którego wciąż sączyła się już nieco mniejsza strużka krwi, a następnie na mnie całą, zatrzymując swój wzrok na moich oczach. - Nie czujesz? - zapytał, jakby nie dowierzając, że w takiej kondycji mogę sobie spokojnie siedzieć na ziemi, z której właściwie nie miałam siły się podnieść.

- Yah! Nie jestem bez uczuć kurde. Oczywiście, że czuję i nawet nie chcesz wiedzieć ile w tej chwili boli mnie części ciała. Ale nawet jeśli czuję ból i tak, czuję też, że krwawię, nie znaczy, że mam tu popadać w histerię, więc bardzo proszę wy też nie siejcie paniki - chłopaki przyglądali mi się jakby patrzyli na zwłoki albo przynajmniej umierającego człowieka, a przecież mnie właściwie nic nie było.

- Księżniczka da sobie radę, bez obaw - w mgnieniu oka obok mnie zjawił się Matt pomagając mi wstać i dojść do jego samochodu. - Powinniśmy się stąd zbierać - dodał, a chłopaki od razu nie czekając na kolejne słowa wsiedli do swoich pojazdów.

W bazie brunet pomógł mi opatrzyć rany, w tym też zwichniętą kostkę, podczas gdy reszta uważnie nas obserwowała, jakby miała mi się stać krzywda czy coś, a do mnie zaczęło docierać, co się właściwie stało. Znowu użyłam przy nich many… I to kilka razy w ciągu zaledwie godziny. Co ze mną jest do jasnej anielki nie tak?! Fakt, to było właściwe działanie, bo udało mi się ochronić Sehun'a i przyczynić do wywalenia tych czerwonych świrów tam, gdzie ich miejsce. Ale z drugiej strony, jak ja mam ich chronić przed samą sobą? Mętlik w mojej głowie z dnia na dzień robił się coraz większy i nie wiedziałam, co w związku z tym począć. Skoro robię to, co słuszne, to dlaczego tak mi z tym ciężko? To nie ma sensu. Tym razem babcia na pewno zainterweniuje. I co ja mam teraz zrobić? Nie mam z nią szans w bezpośrednim starciu. Obiecałam ich chronić choćby kosztem własnego życia, ale to chyba najbardziej beznadziejna obietnica jaką kiedykolwiek złożyłam. Nawet jeśli oddam za nich życie, ja nie umrę, oni tak. Po śmierci zostanę pełnoprawną Anodytką, ale oni mają tylko jedno życie. Jak ja mam dotrzymać słowa? Przecież to jest coraz bardziej niemożliwe. Dlaczego cholera nie mogę nad tym zapanować?!

- Młoda! - nagle moich uszu doszedł wręcz krzyk zdecydowanie skierowany w moją stronę. - Do cholery, co z tobą?! - podniosłam głowę i spojrzałam na źródło tych krzyków. Przede mną stało dwunastu zdziwionych i zmartwionych jednocześnie chłopaków. Chyba musiałam odpłynąć myślami trochę za bardzo, bo nie ogarniam o co chodzi.

- Hm??? - zdobyłam się tylko na tyle, bo nawet nie wiedziałam, czemu do mnie krzyczą. Matt aktualnie bandażował już mój nadgarstek, choć przysięgłabym, że przed sekundą owijał bandaż wokół mojej kostki. Na ile ja odpłynęłam tymi myślami?!

- Wszystko z tobą w porządku? Nie odpowiedziałaś na żadne z pytań i od kilku minut pustym spojrzeniem patrzysz przed siebie.

- Oh… Wybaczcie, zamyśliłam się. O co pytaliście? - normalnie nie wierzę, że znowu wyłączyłam się kiedy do mnie mówili. Ze mną jest coś naprawdę nie tak.

- Zamyśliłaś? No dobra, nawet nie wnikam o czym myślałaś, ale ty się nawet raz nie skrzywiłaś - Yixing był mocno zaskoczony, a ja nadal nie wiedziałam czym.

- Nie skrzywiłam? Nie rozumiem czemu miałabym…

- Nic nie czułaś? - teraz patrzyłam na Lay'a jak na idiotę nadal nie wiedząc o co mu chodzi. - Matt zdążył opatrzyć ci wszystkie rany. Kilka razy polewał ci je wodą utlenioną. Nawet zszył ci ranę na przedramieniu, a ty nic? - teraz rozumiałam zdziwione miny przyjaciół. Myśli tak mnie pochłonęły, że rzeczywiście nie zauważyłam, że brunet już właściwie skończył.

- Ja… Ym… - kompletnie nie miałam pojęcia, co im powiedzieć. Jak im powiem, że to nie bolało aż tak bardzo by zwróciło moją uwagę, wezmą mnie za dziwadło. Jeśli powiem, że bolało, ale nie reagowałam bo… właśnie bo co? Co bym nie powiedziała i tak wyjdę na dziwaka. - Czułam… Tyle że… Nie wiem jak to wyjaśnić.

- Iskra? Jesteś pewna, że nie cierpisz na jakąś chorobę, przy której człowiek nie odczuwa bólu? Przecież to niemożliwe, żebyś nawet przez ułamek sekundy nie okazała żadnej reakcji, skoro go czujesz - teraz i Kyungsoo się przyłączył do tej jakże dziwnej rozmowy.

- Jestem pewna. Nie mam żadnej takiej choroby. Ja po prostu… Eh… Powiedzmy, że mam wysoki próg bólu - powiedziałam zrezygnowana, naprawdę nie wiedząc, jak wyjaśnić chłopakom, że uczucie bólu w moim przypadku nie jest niczym specjalnym.

- Wysoki próg bólu? Bez jaj! On ci założył cztery szwy tak bez niczego, a ty nawet nie drgnęłaś choćby o milimetr?! - oburzenie Yifan'a czasami bywało naprawdę zabawne. Wyglądał jak obrażony pięciolatek.

- Matt? - spojrzałam na przyjaciela siedzącego obok, który w ciszy tylko przyglądał się całej sytuacji. - Pomożesz?

- Księżniczko, to nie jest takie trudne do wytłumaczenia - chłopak pokręcił zrezygnowany głową. - Niech będzie. Możecie jej nie wierzyć, ale powiedziała prawdę. Jej próg bólu ma tak wysoki poziom, że chyba musiałoby jej urwać nogę, żeby zareagowała w jakikolwiek sposób. Poza tym poziom jej samokontroli jest równie wysoki, co w połączeniu daje zero reakcji. A teraz koniec tego przesłuchania, jest już dość późno i wszyscy powinniśmy trochę odpocząć. Ty szczególnie, suń do pokoju spać - spojrzał na mnie, a ja nie chcąc się z nim kłócić, a przede wszystkim chcąc uniknąć kolejnych pytań, wstałam i po prostu poszłam do siebie.

Weszłam do swojej sypialni od razu rzucając się na łóżko. Byłam wdzięczna Matt'owi, że nagiął dla mnie trochę prawdę żeby odpowiedzieć chłopakom. To nie tak, że skłamał. Mam nadwyraz wysoki próg bólu, ale bez samokontroli to nie miałoby znaczenia. Przez lata nauczyłam się kontrolować wszystkie negatywne emocje przy ludziach. Ból dla mnie też jest takim uczuciem, oznaką słabości, na którą mnie nie stać. Nie mogę okazywać słabości, gdy obiecałam być ich życiowym obrońcą. Swój próg bólu zwiększyłam właśnie dzięki kontrolowaniu niechcianych uczuć, więc jedno od drugiego jest mocno uzależnione. Leżałam tak w swoim wielkim okrągłym łóżku z różową pościelą w jakieś dziwne wzorki i rozmyślałam mając nadzieję, że to pozwoli mi zasnąć, tak jak zawsze.

*pov Matt'a*

Cały czas, gdy byliśmy na Sent miałem oko na księżniczkę, bo wiem, że jest nieobliczalna i zdolna do wszystkiego. Jako jedyny z całej ekipy wiem, co mogłaby zrobić, więc wolałem ją po cichu obserwować, gdyby faktycznie miała zrobić jakąś głupotę. Zauważyłem, że kilka razy oberwała, w końcu Sentient też posługują się energią, więc to trochę nierówny przeciwnik dla kogoś walczącego głównie pięśćmi. Dziewczyna zawsze dokańczała misję bez względu na to, ile obrażeń już miała, dlatego nie byłem pewien, co jej dolega oprócz tego, co sam mogłem zobaczyć. Kiedy po zakończonej bitwie wręcz padła na ziemię, już wiedziałem, że zaczyna odczuwać każdą pojedynczą ranę. Zawsze tak było, gdy adrenalina opadała, ból wzrastał, co z kolei prowadziło do potrzeby większej samokontroli. W tej chwili mogła mieć nawet złamane obie ręce i nikt by się nie domyślił, więc chciałem jak najszybciej wrócić do bazy, by móc się tym zająć. Z Iskierką problem jest taki, że jak się jej nie upilnuje i samemu jej nie opatrzy, to ona też tego nie zrobi, dlatego na każdej misji miałem oko na to, co robi, a przede wszystkim, co inni robią jej.

Od razu, jak tylko wróciliśmy zabrałem ją do game-room'u, gdzie mieliśmy apteczkę ze wszystkim, co może się kiedykolwiek okazać potrzebne. Nie bawiłem się z nią w środki znieczulające czy inne takie bzdety, bo jej kontrola wszelkich odruchów była zastraszająco dobra. Zacząłem od zdezynfekowania wszystkich drobniejszych ranek i zadrapań, które rzucały się na pierwszy rzut oka, przy okazji czego zauważyłem, że jedną kostkę miała już nieźle opuchniętą, więc zająłem się nią w następnej kolejności. Fakt, że się nawet nie poruszyła zupełnie mnie nie dziwił, zawsze siedziała nieruchomo, gdy ją opatrywałem. Kiedy spostrzegłem, że uciekła gdzieś myślami, postanowiłem wykorzystać tą chwilę i opatrzyć jej rękę, która w końcu przestała krwawić. Większość ludzi opatrywanie ran zaczęłoby właśnie od tej, ale aż za dobrze znałem księżniczkę, by wiedzieć, żeby tak nie robić. Każdy na tym świecie czegoś się boi, nie ma co się oszukiwać, fobie są częścią życia. Ona boi się igieł, więc chcąc zszyć jej ranę i nie oberwać prosto w twarz, musiałem zaczekać na moment aż zwyczajowo pogrąży się w myślach. To było dla niej zupełnie normalne, że błądziła gdzieś myślami, co z kolei dla mnie było z reguły dobrą okazją do opatrywania ran takich jak ta.

Mnie jej zachowanie nie dziwiło, znam ją i wiem, że jest normalne w jej przypadku. Jednak inaczej miała się sprawa z punktu widzenia chłopaków, którzy nie mogli uwierzyć w to, że nawet nie drgnęła przez cały ten czas. Nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć, że w tej chwili padała już ze zmęczenia i choć czułem, że prawdopodobnie nie będzie spała w nocy, wygoniłem ją do jej pokoju biorąc na siebie ciekawość chłopaków. Przeczuwałem, że mają sporo pytań, a ona i tak już miała doła, więc powiedzmy, że zrobiłem dobry uczynek wyręczając ją z odpowiedzi.

- Dobra, jak dużo pytań macie? - zapytałem prosto z mostu samemu już też chcąc położyć się spać.

- Kilka…

- Kilka? Ok, miejmy to za sobą, ale udzielam tylko krótkich odpowiedzi. Co chcecie wiedzieć?

- Z tym progiem bólu to prawda?

- Tak. Następne pytanie.

- I na pewno nic jej nie będzie?

- Tak, na 100%.

- Ale nie wyglądała za dobrze…

- W tej chwili prawdopodobnie czuje się gorzej niż wygląda. Dajcie jej trochę czasu - odpowiadałem krótko i zwięźle. Wiedziałem, że teraz nie miała już na nic siły i przede wszystkim musiała się uspokoić, bo gdy skończyłem ją opatrywać, zauważyłem dokąd odpłynęła myślami, co nie wróżyło nic dobrego.

- Dlatego kazałeś jej iść spać, a sam odpowiadasz na to, co właściwie tyczy się jej?

- Dokładnie. Nie uważacie, że należy jej się chwila odpoczynku? Wszyscy jesteśmy zmęczeni i wszyscy powinniśmy odpocząć.

- Ale…

- Żadnego ale - chciałem jak najszybciej zakończyć tą rozmowę, bo i tak nie zmierzała w żadnym konkretnym kierunku. - Sami widzieliście, jak wygląda. Wszyscy odwalili dziś kawał dobrej roboty i wszyscy potrzebujemy trochę snu.

- Ale może jednak by sprawdzić, co z nią? Skoro czuje ból, może nie zasnąć… - zaczynali mnie powoli dobijać i już wiedziałem dlaczego księżniczka zawsze się denerwuje w trakcie takich rozmów.

- Powiem krótko. Bez względu na to, co księżniczka zamierza robić przez całą noc, czy będzie spać, czy miotać się ze złości, czy chować pod pościelą, macie jej dać spokój. Musi poukładać sobie myśli i się uspokoić, więc żadnego z was nie chcę widzieć w pobliżu jej sypialni, czy to jasne? - miałem dość, więc podniosłem głos. Nachodzenie jej było najgorszym z możliwych pomysłów. Dziewczyna ledwo nad sobą panowała i lepiej by było jej tego jeszcze bardziej nie utrudniać. Chłopaki chyba zrozumieli moje ostrzeżenie, bo przytaknęli i udali się do swoich pokoi. Ja sam również postanowiłem pójść do siebie i spróbować się zdrzemnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz