środa, 5 grudnia 2018

Inna: Rozdział IX - Unikając prawdy

No i mam dla Was kolejny rozdział ;) Nie jest jakiś długi, ale mam nadzieję, że się spodoba. ;)


Siedziałam sobie w pokoju słuchając muzyki i zastanawiając się nad tym czy może faktycznie nie powinnam odwiedzić Anodyzji i upewnić się, że wszystko jest w porządku. Męczył mnie fakt, że babcia osobiście się pofatygowała na Ziemię, ale nie do mnie, a do bazy. Przecież dobrze wie, gdzie jestem w danej chwili, czuje moją manę, więc dlaczego zjawiła się w bazie pod moją nieobecność? Nie dawało mi to spokoju. Gdyby miała sprawę do Seige, to po co ta by mnie o tym informowała? Nic mi się tu nie zgadzało i nie wiedziałam dlaczego. Myślałam nad tym do czasu aż dotarło do mnie, która jest godzina. Dostałam od chłopaków bilet na ich dzisiejszy koncert i obiecałam się zjawić, a z racji, że zawsze dotrzymuję obietnic, musiałam zacząć się ogarniać do wyjścia.

Tegoroczny wrzesień jest dość zimny, więc postawiłam na różowe rurki, czarną bluzę i tenisówki. Nie planowałam się nie wiadomo jak stroić, to tylko koncert. Fakt, miałam pozwolenie na wejście za kulisy, ale przecież oni widzieli mnie już nawet w piżamie, więc jakkolwiek bym się ubrała, byłoby ok. Na miejscu byłam po niecałej godzinie. Koncert jak koncert, zaśpiewali, zatańczyli, a połowa fanek dostała prawdopodobnie zawału kiedy mogły dotknąć swojego ukochanego oppy, normalka. Po ostatniej piosence na scenę wjechał tort, a fani i zespół zaczęli śpiewać urodzinową piosenkę dla Chen'a. Po zdmuchnięciu świeczek, zaczął dziękować wszystkim za wszystko. Zdumiewa mnie jak wielkie ma serce i jak bardzo jest skromny, nawet we własne urodziny martwił się o wszystkich dookoła, tylko nie o siebie.

Po koncercie poszłam do garderoby chłopaków, tak jak się wcześniej umówiliśmy. Ochroniarz mnie znał, więc na szczęście nie robił problemów i po prostu mnie wpuścił, a nawet wskazał odpowiednie drzwi. Z początku był przeciwny temu, że chłopcy mi pozwalają się z nimi widywać w takich sytuacjach, ale z czasem przywykł i przestał się czepiać. Weszłam do pomieszczenia, gdzie zespół już na mnie czekał, na całe szczęście byli już przebrani i nie musiałam ich oglądać w bieliźnie. Wiem, że połowa EXO-L oddałaby nawet nerkę żeby móc być na moim miejscu, ale jakoś nie kręciło mnie oglądanie ich bez koszulek, bywa.

- Gdzie Chen oppa? - zapytałam nie widząc solenizanta, któremu chciałam złożyć życzenia.

- Poszedł z Suho do menadżera - odpowiedział mi Xiumin rozglądając się po pokoju jakby czegoś szukając.

- Wszystko jest przygotowane już na nasze przybycie? - zapytał podekscytowany niespodzianką, którą szykowaliśmy, Luhan.

- Tak jak się umówiliśmy. Załatwiłam tort, ozdobiłam game-room, a Yifan oppa pojechał po pizzę. Mamy być nie wcześniej niż o dwudziestej - wyjaśniłam siadając na kanapie.

- Widział ktoś mój zegarek? - z ust Xiu padło pytanie, którego się po nim nie spodziewałam. - Zostawiłem go na stoliku, ale nie mogę go znaleźć.

- Haha, zgubiłeś? Hyung, ktoś ci urwie za to głowę - najmłodsi zaczęli się śmiać spoglądając na mnie tymi swoimi ciekawskimi oczami.

- Nie zgubiłem. Był tu, jestem tego pewien.

- Nikomu nie będę urywać głowy. Skoro tu go zostawiłeś, to musi gdzieś być. Zaraz go znajdziemy - wstałam z zamiarem pomocy w poszukiwaniach, gdy zauważyłam, że Chanyeol szybko chowa ręce za plecami. Podeszłam do niego i zmroziłam spojrzeniem, którego nie lubił, a przynajmniej tak twierdził. - Pokaż ręce - powiedziałam nie spuszczając z niego wzroku. Chłopak wyciągnął dłonie przed siebie w jednej z nich trzymając zgubę kolegi.

- Mój zegarek. Yeollie, co ty wyprawiasz? - Xiumin był jednocześnie uradowany i zaskoczony zachowaniem młodszego.

- To miał być żart nooo - odpowiedział starając się bronić. Chan i te jego niewinne żarciki.

Kiedy w garderobie zjawili się Suho z Chen'em, udaliśmy się do bazy od razu kierując do game-room'u. Zasłoniliśmy oczy Jongdae żeby zrobić mu niespodziankę. Kris już na nas czekał, co było o tyle dziwne, że zawsze się spóźniał. Na stole leżały kartony z pizzą i kilka prezentów. Szybko poszłam do kuchni wyciągnąć ciasto z lodówki i wróciłam do chłopaków. D.O zdjął chustkę z oczu kolegi, a ten od razu zaczął dziękować wszystkim dookoła, łącznie z Bogiem i wszechświatem za to, że ma takich wspaniałych przyjaciół. Czy wspaniałych to nie wiem, ale skoro tak uważał, nie zamierzałam się z nim kłócić o przymiotniki. Zjedliśmy czekoladowy tort i rozpoczęliśmy zabawę. Świętowaliśmy tak urodziny każdego z chłopaków, zawsze było ciasto smakiem dopasowane do preferencji solenizanta, mnóstwo pizzy i impreza. Zabawa trwała do późnej nocy. Postanowiliśmy więc posprzątać ten chlew, jaki zrobiliśmy w pomieszczeniu i pójść spać.

- Młoda, a ty kiedy masz urodziny? - zapytał Kris od niechcenia byleby czymś się zająć w czasie sprzątania walających się wszędzie pudełek.

- Już były - odpowiedziałam równie bezuczuciowo zamiatając konfetti. Matko, czyj to był pomysł żeby na puchaty dywan wywalić tyle kolorowych papierków?

- Co? Dlaczego nic nie mówiłaś? - Chen przyłączył się do rozmowy zaskoczony moją wypowiedzią.

- Nie obchodzę urodzin, więc nie było potrzeby o tym mówić.

- Ale jak to? Tak w ogóle? - Kai także włączył się do tej dziwnej konwersacji.

- Tak wyszło...

- Świąt nie obchodzisz, urodzin też. Co z tobą jest nie tak? - Yifan nie dawał za wygraną w tym temacie.

- Ze mną? Sama bym to chciała wiedzieć…

- Ale czekaj. Ty jesteś chrześcijanką, no nie? - Jongdae doznał jakiegoś niezrozumiałego dla mnie olśnienia.

- No tak, ale co ma do tego moja religia?

- W związku z tym wręcz powinnaś obchodzić Święta Bożego Narodzenia i te Wielkanocne. Nie mylę się?

- I? Nadal nie wiem do czego zmierzasz? - starałam się zrozumieć tok myślenia przyjaciela, ale nie było to łatwe biorąc pod uwagę, że padałam już ze zmęczenia.

- Skoro twoja wiara ci nie broni obchodzenia Świąt, a wręcz nakazuje świętowanie, a ty ich i tak nie obchodzisz, to coś tu nie gra. Tak samo z urodzinami, przecież musiałaś się urodzić w jakimś konkretnym dniu, który powinnaś co roku świętować z najbliższymi. Mam rację, prawda? - Chen zwrócił się do chłopaków głęboko się nad czymś zastanawiając.

- Tak by z tego wynikało - przytaknęli mu.

- Wielkie mi rzeczy, nie obchodzę żadnych świąt, straszne - powiedziałam z ironią mając już dość tego tematu.

- To jest straszne. Jak można nie obchodzić własnych urodzin? Świętujesz z nami każdą istotną dla nas datę, urodziny, rocznicę debiutu i całą resztę mniej istotnych świąt. Musi być jakiś dzień, który ty też obchodzisz choćby sama ze sobą - Tao zaczął wyliczać na palcach ważne według niego dni przyglądając mi się badawczo.

- Nawet jeśli, to nie jest coś, co mogłabym świętować z wami. Ba, właściwie tego się nawet nie powinno obchodzić w ten sposób - odłożyłam miotłę, która zdążyła mnie zdenerwować. - Koniec tematu. Dziś świętujemy urodziny Chen'a oppy, a nie zajmujemy się moim życiem osobistym. Mieliśmy się dobrze bawić, a nie kłócić - dodałam zmierzając do wyjścia z pokoju, ale zatrzymała mnie ręka Kai'a na moim nadgarstku.

- Nikt nie chce się kłócić. Po prostu chcemy to zrozumieć. Dlaczego się denerwujesz?

- Bo nie mam ochoty o tym rozmawiać, ok? - powiedziałam odwracając się do chłopaków.

- Ale przecież to tylko zwykła rozmowa, nie każemy ci się tu spowiadać ani nic. Po prostu rozmawiamy po przyjacielsku - wyjaśnił Suho chcąc mnie uspokoić.

- Zaraz wyjdzie spowiedź z tego. Mogę z wami obchodzić daty jakie tylko zechcecie, ale Świąt i własnych urodzin nie będę. Jasne?! - uniosłam trochę ton, a moją samokontrolę powoli szlag trafiał.

- Chyba nie wszystko o tobie wiemy, nie? - zapytał zaciekawiony Kris nawet na mnie nie patrząc.

- Tyle ile trzeba… - odpowiedziałam już spokojniej. Nie chciałam ich urazić, ani nic z tych rzeczy, są wspaniałymi przyjaciółmi. Po prostu nie potrafię rozmawiać o tym, co mnie boli, a już na pewno nie z nimi skoro nie mają o niczym pojęcia.

- Tyle ile trzeba? My nic o tobie nie wiemy.

- Bez przesady - odpowiedziałam wywracając oczami, choć w głębi duszy czułam, że Yifan ma rację.

- On nie przesadza. Ty wiesz o nas wszystko, a my o tobie? Już mniejsza o te urodziny, ale my nawet nie znamy twojego prawdziwego imienia. Jedyne, co wiemy, to jaki kolor lubisz, jaką masz moc i że znasz biegle kilka języków. I to tyle - rzucił oburzony Lu. Pierwszy raz widziałam go poddenerwowanego.

- A co jeszcze chcielibyście wiedzieć, hm? - zapytałam przez zęby chcąc już po prostu wyjść. - Żadne inne informacje nie mają znaczenia. Wiecie kim jestem i co potrafię, na potrzeby misji tyle wystarczy - coraz trudniej było mi nad sobą panować, a chłopaki nadal nie chcieli porzucić tego tematu.

- Misji? A co z naszą przyjaźnią? Przyjaciele mówią sobie takie rzeczy. Nie ufasz nam? - zapytał smutno Luhan. Zraniłam go, a nie chciałam tego. Z nim trzymam się najbliżej, a mimo wszystko jestem mu zupełnie obca.

- Ufam.

- To dlaczego nadal masz przed nami tajemnice?

- Nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu nie mogę wam powiedzieć tego, co byście chcieli. Za bardzo was polubiłam żeby teraz was stracić - powiedziałam i wyszłam kierując się do swojego pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz