wtorek, 6 kwietnia 2021

Inna: Rozdział XVII - Pogadanki, pojedynek i kłótnia?

Witam wszystkich po Świętach. :D Mam nadzieję, że macie się dobrze, a poświąteczne humory dopisują. :D Ja przybywam do Was, jak tytuł notki wskazuje, z kolejnym rozdziałem "Innej". So, bez przedłużania enjoy :D


Czas mija jakoś naprawdę szybko ostatnio, dopiero co sprowadziliśmy Matt'a z powrotem na Ziemię, a już mamy grudzień. Kiedy te dni i miesiące mi uciekły? Siedziałam właśnie w sali treningowej odpoczywając po treningu z moim ukochanym bambusowym kijem w ręce i rozmyślałam o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. A nie ma co ukrywać, wydarzyło się całkiem sporo. Od wcielenia EXO do multiańskiego życia minęło już około półtora roku i moje życie jakby na nowo nabrało tempa szybszego niż jestem w stanie nadążyć. W tym czasie zdążyliśmy się dobrze poznać i zaprzyjaźnić, pokłócić i na szczęście też pogodzić, odnaleźć Matt'a, którego nie sądziłam, że jeszcze kiedyś zobaczę żywego i niestety zdążyli też poznać mój sekret, który ukrywam nie bez powodu. Wymieniając tak kolejne wydarzenia z przeciągu niewiele ponad roku doszłam do wniosku, że trzeba by podjąć jakąś decyzję w związku z wizytą na Anodyzji. Korzystając z okazji, że dziś od rana w bazie byłam sama, postanowiłam jeszcze raz na spokojnie rozważyć wszystkie za i przeciw.

- Pierwsze za: zbiorę dane potrzebne do uzupełnienia nowej mapy Multiświata. Wtedy Matt dałby mi już wreszcie spokój i przestałby marudzić, że tylko tych danych brakuje. Tylko dlaczego mu na nich tak zależy skoro żaden z nich nigdy tam nogi nie postawi? Zresztą nie ważne. Drugi plus: dowiem się o co chodzi z tym całym stanem wyjątkowym. Trzeci powód na tak… Może udałoby mi się dostać do tajemnej komnaty. Nie. Nie ma szans żebym się tam zakradła już przy pierwszej wizycie. Na pewno będą mnie obserwować. Czyli… nie ma trzeciego powodu… - wymieniałam na palcach kolejne pozytywne skutki zjawienia się na różowej planecie. - Ok, czyli teraz w drugą stronę. Po pierwsze: chłopaki zostaną bez ochrony. Nawet jeśli postaram się wszystko załatwić w jak najszybszym czasie, dopóki nie wrócę będą narażeni na zagrożenia, z którymi mogą nie dać rady. A to bardzo niedobrze. Drugi minus: musiałabym się przemienić. I tu nie mam gwarancji, że mnie któryś nie zauważy pod tą postacią. Szlag… Nawet gdybym przeniosła się ze swojego pokoju na Anodyzję i potem z powrotem do swojego pokoju, któryś może tam akurat wejść i zobaczyć to, czego nie powinien. Trzeci powód przeciw… Babcia. To ostatnia osoba, którą mam ochotę teraz chociażby widzieć, a co dopiero rozmawiać, a tam na 100% tego nie uniknę - skończyłam wymieniać na palcach drugiej ręki powody, dla których nie powinnam jednak wybierać się chwilowo w podróż. - Klasycznie na nie więcej niż na tak… - powiedziałam zrezygnowana nie rozwiązawszy problemu. Siedziałam tak jeszcze chwilę machając delikatnie trzymanym kijem i zastanawiając się czy może jakiegoś powodu na tak lub nie nie pominęłam, gdy drzwi sali się otworzyły.

- Cześć! Co robisz? - przywitał się wesoło Lu wchodząc do pomieszczenia.

- Hej. A skończyłam swój trening i teraz odpoczywam - wskazałam na wciąż trzymany przeze mnie przyrząd. - A co ty tu robisz dziś tak wcześnie? Nie mówiłeś, że masz jakieś wyjście z ludźmi z jakiegoś programu czy coś?

- Byłem na spotkaniu, ale skończyło się jakoś wyjątkowo wcześnie, a że nie miałem już nic więcej do zrobienia, oto jestem - odpowiedział śmiejąc się radośnie i przysiadając obok. - Czy ćwiczenie samemu nie jest nudne? - zapytał spoglądając na niewielki bałagan w sali, który zrobiłam, gdy co jakiś czas przypadkiem uderzyłam o coś kijem lub nogą.

- Czy ja wiem? Od dawna ćwiczę sama, więc chyba jestem po prostu już do tego przyzwyczajona. Poza tym muszę być w formie, więc wolałabym nie zamęczyć nikogo innego podczas tego, co tu wyprawiam - mówiłam całkiem szczerze. Odkąd opanowałam sztukę walki kijem "bo", której uczył mnie Akira, ćwiczyłam już potem sama. W ten sposób każdy zajmował się swoimi sprawami w swoim czasie, więc ja trenowałam, gdy pozostali byli zajęci innymi obowiązkami. Poza tym mój trening od kiedy zaprzestałam używać many to niezły wycisk i nie chciałabym być przyczyną czyjegoś omdlenia.

- Wiesz, myślę, że Tao chętnie by z tobą poćwiczył gdybyś mu to zaproponowała. Kiedyś wspomniał, że chciałby się z tobą zmierzyć w walce bez używania mocy.

- Poważnie?! - byłam dość zaskoczona tym, co usłyszałam. - To dlaczego nic nie powiedział?

- Nie chce ci przeszkadzać w treningu, który jest dla ciebie tak ważny, a po treningu z reguły wyglądasz jakbyś już nie miała siły nawet chodzić, więc nie pytał - wyjaśnił, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Fakt, że przykładam dużą wagę do swoich ćwiczeń i często bywam po nich zmęczona, ale zazwyczaj zmęczenie szybko przechodzi i potem znowu jestem pełna życia.

- Hm…- musiałam się chwilę zastanowić nad tym, co w ogóle chcę powiedzieć. - Myślę, że taki mały pojedynek na sztuki walki mógłby być ciekawy. Dawno z nikim nie walczyłam dla zabawy, więc na pewno byłaby to miła odmiana - uśmiechnęłam się do przyjaciela, który od razu odwzajemnił ten gest.

- To zaproponuj mu to w jakiś dzień. Jestem pewien, że się ucieszy, a sam raczej nie zapyta - skinęłam tylko głową na znak zgody.

Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, po czym postanowiliśmy zagrać na konsoli w wyścigi. Nasza e-rywalizacja trwała z dobre dwie godziny nim w bazie nie zjawił się Yifan, który skończył już dzisiejsze aktywności, a zaraz po nim Matt, który jak się okazało, cały czas był w garażu szperając w pojazdach. Ostatecznie graliśmy we czwórkę czekając na resztę chłopaków, którzy dziś byli w jakimś koreańskim reality show. EXO przybyli niecałą godzinę później od razu się do nas dosiadając i przyłączając do zabawy. Nie graliśmy jakoś długo, gdy przyjaciele stwierdzili, że są głodni, bo przez program nie mieli czasu zjeść. W kuchni mieliśmy jeszcze sporo jedzenia z poprzedniego dnia, więc wystarczyło właściwie tylko odgrzać i mogliśmy wspólnie usiąść przy stole w game-room'ie zajadając się sajgonkami, kimchi, pizzą i nie tylko. Po skończonym posiłku po prostu siedzieliśmy i rozmawialiśmy o tym, co dziś wszyscy robiliśmy.

- Jak tam twoja dzisiejsza sesja hyung? - Kyungsoo skierował swoje pytanie do Kris'a szukającego czegoś aktualnie w swoim telefonie.

- Właściwie bez problemów. To tylko kilka zdjęć, a fotograf był dość kompetentny, więc szybko poszło.

- Kilka zdjęć, ale nie zawsze ma się okazję być na okładce magazynu modowego - odpowiedział mu Tao zapewne samemu chcąc znaleźć się na pierwszej stronie jakiegoś czasopisma.

- Też prawda. No nieważne, zdjęcia poszły wręcz w ekspresowym tempie, a SE China jeszcze nie miało tak genialnej okładki - powiedział pewny siebie. - A jak wasz występ czy co to dziś mieliście? Coś z tą nową piosenką, nie?

- Yeah. Powiem ci, że świetnie. Fanom się bardzo spodobała nasza nowa ballada. Uwielbiam świąteczne występy, bije od nich zupełnie inny klimat - Suho postanowił podzielić się pokrótce wrażeniami z ich występu. Czyli to jednak nie było reality show a program muzyczny? No cóż, heh.

- Tak, to prawda. Występy zimą, szczególnie w okresie Świąt zawsze wprawiały w zupełnie inny nastrój, taki spokojniejszy, pełen refleksji - dołączył się Lu prawdopodobnie przypominając sobie stare występy z chłopakami z tego okresu.

- A co ty dziś robiłeś hyung? Mówiłeś o jakimś ważnym spotkaniu czy coś - maknae zwrócił się do najstarszego Chińczyka, który siedział obok niego.

- Zwykła rozmowa z reżyserem. Ustaliliśmy kilka szczegółów nim zaczniemy kręcić zdjęcia i właściwie potem byłem już wolny. Miałem spotkać się też z resztą aktorów, ale okazało się, że jeszcze mają jakieś sprawy do obgadania na planie, więc przełożyliśmy to na inny termin - wyjaśnił sytuację związaną z nagraniami do nowego filmu, w którym dostał rolę.

- A ty młoda? Nie powinnaś być dziś w pracy? - zapytał nagle Xiu jakby zdziwiony moją obecnością, co było o tyle dziwne, że siedzieliśmy już razem od paru godzin.

- Oppa, mówiłam, że od połowy grudnia mam wolne, bo szef wyjechał na Święta i zamknął kawiarnię aż do Nowego Roku - powiedziałam rozbawiona zachowaniem i lukami w pamięci przyjaciela.

- No tak, faktycznie. Czyli co robiłaś cały dzień?

- Trenowałam, jeździłam po okolicy i trochę pogrzebałam w głównym komputerze. W sumie nic niezwykłego - odpowiedziałam, nagle przypominając sobie, że miałam sprawę do Zitao. - A właśnie! Tao oppa, masz dziś jeszcze siły na cokolwiek? - zapytałam patrząc na zaskoczonego Chińczyka.

- Jasne, jestem pełen życia. Ale o co chodzi?

- Miałbyś może ochotę na mały pojedynek? Jeden na jeden, sztuki walki bez używania nadprzyrodzonych zdolności? - uśmiechnęłam się wesoło do przyjaciela wyczekując odpowiedzi.

- Poważnie?! Jasne, że chcę! Nawet teraz! Od razu zanim się rozmyślisz! - w mgnieniu oka podniósł się do pionu i pociągnął mnie za sobą w kierunku naszej sali treningowej. - Jaki styl odpowiada ci najbardziej?

- Hmm? Nie wiem, chyba wszystko? - nie do końca wiedziałam, jak odpowiedzieć, pasowała mi zarówno walka wręcz, jak i przy użyciu czegokolwiek ze stojącego w rogu stojaka.

- Ok. To może… - chłopak podszedł do wspomnianego drewnianego stojaka ze sprzętem, zastanawiając się nad tym, co wybrać. - Co powiesz na bo? Dawno nie miałem okazji się z nikim zmierzyć w walce na kije.

- Dla mnie spoko - odpowiedziałam odbierając swój przyrząd od przyjaciela, który sam wziął dla siebie drugi.

Stanęliśmy naprzeciwko siebie w niedużej odległości, by już po chwili dosłownie skakać po całym pomieszczeniu wymachując prawie dwumetrowymi bambusowymi kijami. Gdzieś przy ścianie w okolicach drzwi zauważyłam, że reszta ekipy również przyszła do sali i w tym momencie oglądali nasz pojedynek, jednocześnie uważając, by czasem nie zostać postronną ofiarą. Z racji, że to przyjacielska potyczka, staraliśmy się zdobywać punkty, nie robiąc sobie nawzajem krzywdy. Walczyliśmy z kilkanaście minut, gdy mój przeciwnik kolejny raz podciął mnie nogą w czasie odpierania ataku, w efekcie czego upadłam na podłogę.

- Trzy do dwóch - powiedział podając mi rękę bym wstała. - Wygrałem - dodał uśmiechając się szeroko.

- Hah, nie da się zaprzeczyć. Poważnie nie walczyłeś ostatnio z nikim? Jesteś w tym całkiem dobry. Powinniśmy częściej razem ćwiczyć. Myślę, że oboje moglibyśmy się od siebie jeszcze sporo nauczyć - powiedziałam odwzajemniając uśmiech. Nie przeszkadzało mi, że przegrałam. To był uczciwy pojedynek i Tao go wygrał, bo był po prostu lepszy. Zauważyłam u niego dużo ruchów, których nie znałam wcześniej, co mi mocno zaimponowało i nie ukrywam, że chętnie bym je opanowała.

- Jestem jak najbardziej za - ucieszył się na moje słowa, co z kolei cieszyło mnie. - Musisz mnie koniecznie nauczyć tego wyskoku z kija.

- A ty mnie tego podcięcia przy obronie. To było niesamowite - oboje z wielkim entuzjazmem wymienialiśmy, co nas urzekło w technice przeciwnika.

- Hahaha, czyli od dziś będziemy mieć więcej okazji do oglądania was w akcji? - usłyszeliśmy śmiechy chłopaków, którzy nadal stali pod ścianą przy wejściu do sali. - Szczerze, stawiałem raczej na ciebie księżniczko, nieładnie, przegrałem obiad - dodał Matt podśmiewując się.

- Obiad? Przecież dopiero co jedliśmy - odpowiedział mu zaskoczony Zitao.

- Założyłem się z Kris'em o to, które z was wygra. On postawił na Tao, ja na ciebie - wyjaśnił, spoglądając na mnie.

- Ale czy ty czasem nie uważałeś jedzenia za głupie jako przedmiot zakładu? - zapytałam trochę zaskoczona, że stawką był akurat obiad.

- Nadal tak uważam, ale tu nikt nie chce się zakładać o nic innego, więc przystałem na jutrzejszy obiad - wytłumaczył i nikt już nie wnikał w więcej szczegółów. Wychodzi na to, że jutro Matt musi kupić Yifan'owi posiłek, czego bym się w życiu nie spodziewała. Kiedy odkładałam swój kij na miejsce naszła mnie pewna myśl.

- Matt, mam sprawę. Pamiętasz może te wszystkie plany Sam'a i Johnny'ego?- spojrzałam na przyjaciela i po jego zdziwionym wyrazie twarzy domyśliłam się, że nie bardzo wie, co mam na myśli, więc postanowiłam się jakoś doprecyzować. - No wiesz… Ten zeszyt z zielonymi kartkami, w którym projektowali wszystko, jak leci.

- Taaa, co w związku z nim?

- Wiesz może co się z nim stało? Szukałam go już wszędzie. Nie znalazłam go przy sprzątaniu ich pokoju, ani w bazie operacyjnej, ani nawet w głównym komputerze.

- Ja go mam. Nie sądziłem, że będziesz go chciała, więc wziąłem go sobie, gdy uciekałem do Multiświata, wiesz kiedy. Potrzebujesz coś z niego? - zapytał uważnie mi się przyglądając, a ja kątem oka spostrzegłam, że reszta również przyglądała nam się w skupieniu.

- Oh… - westchnęłam nieco zaskoczona odpowiedzią. - Znaczy, dobrze, że ty go masz, a nie zaginął, bo jest mi potrzebny. Ale w sumie skoro ty go masz, to ty możesz mi z tym pomóc - posłałam przyjacielowi chytry uśmieszek.

- Aha… Już wiem o co chodzi. Jaki konkretnie projekt mam znaleźć i zrealizować?

- Nie jestem pewna, ale wiem, że na pewno jest w tym zeszycie. Pamiętasz, jak kiedyś urządziliśmy pojedynek na miecze bo twierdziłeś, że nie ma opcji byś nie umiał czegoś, co umie Will?

- Pamiętam i miałem rację. Mieczem walczę równie dobrze, co on. Nie rozumiem tylko do czego zmierzasz.

- A jak skończyło się to dla mnie?

- Zabroniliśmy ci dotykać czegokolwiek mającego ostrza do końca życia, bo zrobiłaś krzywdę samej sobie tym mieczem. Czekaj, chyba nie chcesz jakiegoś specjalnego miecza czy czegoś w tym stylu? - zapytał ze strachem w oczach. Oboje dobrze pamiętaliśmy jak skończyło się moje wymachiwanie za ciężkim dla mnie wówczas ostrzem.

- Nie, skąd. Myślę, że przydadzą mi się jeszcze moje kończyny - zaśmiałam się próbując uspokoić przyjaciela. - Ale wtedy się na was obraziłam, bo stwierdziłam, że to nie fair i takie tam.

- Tak. I żeby cię udobruchać obiecaliśmy ci znaleźć broń odpowiednią dla ciebie. Oooo - chyba wreszcie zaskoczył o co mi chodzi.

- Właśnie. Wiem, że bliźniaki nad nią pracowali, ale niestety nie miałam okazji jej zobaczyć, więc dlatego nie wiem, co to konkretnie jest.

- No dobra. Czyli chcesz żebym odszukał ten projekt i go dla ciebie wykonał, tak? - skinęłam tylko twierdząco głową. - Ale po co ci ona? Ta broń? To było lata temu.

- Czy "bo chcę" jest dobrą odpowiedzią? Poza tym mam cichą nadzieję, że to jakieś super wytrzymałe nunczaku albo jakiś ekstra rodzaj kija - odpowiedziałam pełna entuzjazmu.

- A co jeśli powiem ci, że wiem co to za projekt, bo brałem w udział w jego opracowywaniu? - teraz on posłał mi swój firmowy cwaniacki uśmieszek.

- Czekaj, co? Serio? Okej, okej, wiem do czego to zmierza. Co chcesz w zamian? - interesy z Matt'em od zawsze załatwiało się na zasadzie wymiany, nigdy nic za darmo.

- Hmmm… Poznać prawdziwy powód dlaczego tak ci na tym zależy.

- Tylko tyle? Zgoda. Jak myślisz, do czego służy broń? Chyba oczywiste, że do walki. I dokładnie w tym celu jej potrzebuję - odpowiedziałam szczerze. Ta broń, czymkolwiek ona jest, pozwoliłaby mi na walkę i samoobronę bez konieczności używania many, jestem tego pewna.

- Niech będzie. Dla ciebie wszystko księżniczko.

- Czekajcie! - nagle do konwersacji przyłączył się Kris. - Powiedz mi, że nie zamierzasz z tym czymś, co on skonstruuje, jeździć do Multiświata. Chcesz się na polu bitwy z Zurkami czy Wandalami bić jakimś kijem czy nunczako? Pogięło cię?! - Chińczyk w ciągu kilku sekund zdążył się zdenerwować z niewiadomych przyczyn, w efekcie czego próbował zabić mnie swoim spojrzeniem.

- No tak. Dokładnie to zamierzam - odpowiedziałam spokojnie.

- Na głowę ci padło?!

- Z tego, co mi wiadomo, to jeszcze nie. Oppa, uspokój się. Przecież nie mam w planach rozgromić od razu całej armii czy coś. Po prostu to będzie zdecydowanie poręczniejsze niż walka wręcz czy machanie deską, nie uważasz?

- Nie, nie uważam. Na siłę starasz się znaleźć bezsensowne rozwiązania w zwykłych przedmiotach kiedy tak naprawdę ich w ogóle nie potrzebujesz!

- Hyung, uspokój się. Przecież nie zrobiła nic złego. Co z tobą nie tak? - chłopaki wyraźnie zmartwili się zachowaniem przyjaciela i starali się go za wszelką cenę uspokoić. Nawet Matt przyglądał się zaistniałej sytuacji z szeroko otwartymi oczami. Ale chcąc nie chcąc Kris miał trochę racji i nie mogłam temu zaprzeczyć.

- Oppa to nie tak… - starałam się znaleźć coś, co załagodziłoby tą sytuację, ale nie zdążyłam się nawet zastanowić nad odpowiedzią, bo Chińczyk postanowił kontynuować.

- Obiecałaś nas chronić, prawda? - pokiwałam głową na tak nie wiedząc do czego zmierza. - A co, gdy przyjdzie nam walczyć z Krytusem albo twoją babcią? Jak zamierzasz dotrzymać słowa w starciu z nimi będąc bezbronną? Zamierzasz zabić ich tym głupim kijem czy nunczako? Poważnie?! - ałć, trafił w punkt. Fakt, w starciu z tą dwójką to i broń palna byłaby bezużyteczna, ale chyba nie szykujemy się póki co na wojnę z Sentient albo Anodyzją? Chyba…

- Yifan, daj spokój. Co w ciebie wstąpiło? - chłopaki ciągle starali się go opanować, jednak ja wiedziałam, że ma rację po całości.

- Oppa, nie wiem, co się wydarzy. Nie wiem czy kiedykolwiek przyjdzie nam się z nimi zmierzyć i mam szczerą nadzieję, że nie. Ale zapewniam cię, że zrobię wtedy wszystko, co będzie konieczne. Zawsze dotrzymuję złożonych obietnic - odpowiedziałam spokojnie i szczerze, mając cichą nadzieję, że to trochę uspokoi ledwo już stojącego w miejscu chłopaka.

- Wszystko? - powtórzył, a ja skinęłam głową. - Włączając w to użycie mocy na naszych oczach?

- Ja… - gdybym teraz powiedziała, że mnie nie zaskoczył tym pytaniem, to bym skłamała. Ale wszystko znaczy wszystko. - Tak. Jeśli tego będzie wymagać sytuacja, zrobię to bez wahania, jak wtedy w Świecie Wandali.

- Dobra, dość. Do tej kłótni wrócimy później, może nie zauważyliście, ale mamy inny problem w tej chwili - Suho uspokoił wszystkich obecnych jednym ruchem ręki wskazując migoczący komunikator.

- Cholera. Czemu ostatnio jest tyle tych wezwań?! - rzuciłam trochę zrezygnowana, trochę zaniepokojona, trochę zła. Nie wiem czy ktokolwiek oprócz mnie to zauważył, ale misje przytrafiają nam się zawsze w momencie, kiedy przestajemy panować nad sytuacją pomiędzy nami.

- Zona i cel - rzuciłam do Seige od razu, gdy wbiegliśmy do bazy operacyjnej.

- Karminowi Sentient na Błękitnej Sent - odpowiedziała bez większych emocji, prawie że bezuczuciowo.

- Chwila, co?! - zapytałam myśląc, że coś źle usłyszałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz