Ten one-shot z racji, że był pisany ponad półtora roku wyszedł strasznie długi (prawie 3 razy dłuższy niż ten o Świętach), ale mam nadzieję, że Was tonie zrazi. Zwyczajowo nie jestem zadowolona z tego, co napisałam, ale to normalne i liczę na to, że Wy ocenicie tą opowieść. Zatem życzę miłego czytania i czekam na Wasze komentarze. ^_^
Perspektywa spędzenia ferii z przyjaciółmi to super sprawa. W dodatku kiedy nie musisz za nic płacić, bo oni biorą sobie organizację całego wypadu na głowę, to aż szkoda nie skorzystać. Jeden jedyny problem tej wspólnej wycieczki to fakt, iż oni są nieobliczalni. Pozostawiając im organizację czegokolwiek trzeba być albo nieźle szurniętym, albo nadzwyczaj odważnym. Tygodniowy pobyt w górach w całości zorganizowany przez BTS? Może być ciekawie i na pewno nie obejdzie się bez niespodzianek. To jedyna wiadoma rzecz każdego możliwego sposobu spędzania czasu z tymi wariatami. No i jak zwykle się nie pomyliłam. Szpital, nauka jazdy na nartach, nietypowa wizyta na lodowisku i nie tylko. Nasz wypad to najlepszy przepis na to, jak nie powinno się spędzać ferii. Cud, że wszyscy dożyli ich końca.
- To wspaniale! Cieszę się razem z wami - uśmiechnęłam się ciepło do kolegi. Ucieszyłam się na tą wiadomość. Dobrze, że w końcu dostali trochę wolnego. Należy im się choć odrobina odpoczynku.
- Noona, ale te wieści są dobre przede wszystkim dla ciebie! - teraz już nic nie wiedziałam. Mają wolne i to ja mam się cieszyć? Za Kook’iem niekiedy jest ciężko nadążyć.
- Jak to dla mnie? Nie rozumiem.
- Czego nie rozumiesz? Najpierw narzekasz, że spędzamy razem mało czasu, a kiedy mówimy ci, że mamy wolne też ci nie pasuje? - no tak, od razu było trzeba pytać Sugę.
- Czyli nie zaplanowaliście sobie tego tygodnia, tylko dlatego że chcecie mnie uszczęśliwić i spędzić go ze mną? - właściwie to się wzruszyłam. W końcu dostali wymarzone wolne i postanawiają je wykorzystać tak zwyczajnie, tylko po to żebyśmy pobyli trochę razem. Są wspaniali.
- Kto powiedział, że nie mamy planów? Noona, nie znasz nas? Jedziemy w góry! Wszyscy razem! - cofam to, co powiedziałam. Są szurnięci. Mam jechać z tą bandą wariatów w góry? Oni chcą mojego zawału.
- W góry? Nasza ósemka? Na cały tydzień? Kook’ie, czy ty napewno wiesz, co mówisz?
- Nie chcesz z nami jechać? Ale już wszystko załatwiliśmy, noona… - kiedy Tae robi minę smutnego szczeniaczka to oznacza, że im naprawdę zależy, a szczególnie jemu.
- Nie no, chcę. Tylko trochę ciężko mi to sobie wyobrazić. Jesteście pewni, że wiecie co robicie? - spojrzałam niepewnie w stronę Jin’a i Namjoon’a.
- Myślę, że w ciągu tygodnia nie powinno się stać nic złego. Co można zbroić przez tydzień na kompletnym odludziu? - Seokjin był bardzo pewny tego, co mówił, ale nadal mnie to nie przekonywało.
- Oppa to samo mówiłeś w Święta, pamiętasz? Jak to wtedy powiedziałeś? Co złego może się stać? Pomijając fakt, że wasz dorm o mało co nie poszedł z dymem, kuchnia była pobojowiskiem, mieliśmy żywego bałwana i spędziliśmy wieczór przebrani za kosmitów, to faktycznie nic się nie stało - na wspomnienie tamtych Świąt aż się przeraziłam. To był tylko jeden dzień, a tu mam przeżyć w ich towarzystwie równo siedem dni… Mission impossible.
- Hahaha, to były ciekawe Święta. Dziwne i zwariowane, ale nikt takich nie miał. I koniec końców wszyscy się dobrze bawiliśmy. Daj spokój. Będzie super! - entuzjazmu Hoseok’a zdecydowanie należy się bać.
- No dobra, niech wam będzie. To kiedy wyjeżdżamy? - może faktycznie nie będzie tak źle. W sumie chyba dostali jakąś nauczkę w zeszłym roku, więc teraz powinno być inaczej.
- Masz dwie godziny. Ty się pakuj a my obejrzymy sobie TV - no to już szczyt wszystkiego. Dają mi zaledwie dwie godziny żeby się spakować, a oni jak gdyby nigdy nic rozsiadają się na kanapie w moim salonie i swawolka. Co za ludzie.
Jak poparzona wbiegłam do swojej sypialni, wyciągnęłam walizkę i zaczęłam wrzucać wszystko, co uznałam za potencjalnie potrzebne. Spakowałam masę zimowych ubrań, kilka par butów i apteczkę, bo z nimi nigdy nie wiadomo, kiedy to się może przydać. Wróciłam do salonu, gdzie chłopcy bawili się w najlepsze na domowym karaoke. Chwilę potem byliśmy już w samochodzie. Całą drogę wszyscy śpiewali najprzeróżniejsze piosenki, które akurat leciały w radiu. Wygłupialiśmy się i śmialiśmy. Nasza ekipa uwielbia takie klimaty. Gdy dojechaliśmy na miejsce, chłopcy prawie roznieśli domek, przed którym Jin zaparkował auto. Okazało się, że w tym małym, drewnianym domku mieliśmy spędzić kolejne 7 dni.
Okolica była przepiękna. Góry rozpościerały się z każdej strony, ziemię pokrywała gruba warstwa śnieżnego puchu, a w pobliżu było tylko kilka domków, takich jak nasz i jedna wąska ulica, którą przyjechaliśmy. Wnętrze domu również zapierało dech w piersiach. Przytulny salon z kamiennym kominkiem, nieco dalej niewielka, ale dobrze wyposażona kuchnia i cztery sypialnie, każda urządzona w zupełnie innym stylu. Najmłodsi od razu pobiegli w kierunku jednego z pokoi, czego nie można było nie zauważyć, gdyż kłótnię o łóżka słychać było w całym domu. Poszliśmy załagodzić sytuację, jednocześnie oglądając wszystkie pomieszczenia. Jungkook i Taehyung stali po środku sporego pokoju urządzonego dość nowocześnie, były dwa łóżka, jedno przy oknie, drugie pod ścianą, telewizor, szafa i dwie małe szafki nocne. Kiedy dogadali się już, który jakie łóżko będzie zajmował, Jin przydzielił nam resztę pokoi. Namjoon, Yoongi i Hoseok dostali trzyosobowy pokój tuż przy salonie, Seokjin i Jimin dwuosobową sypialnię na samym końcu, a mnie się dostał niewielki uroczy pokoik z widokiem na pobliski stok narciarski.
Czym prędzej wszyscy się rozpakowaliśmy, ubraliśmy w ciepłe kurtki oraz śniegowce i ruszyliśmy na spacer, by spożytkować jak najlepiej możliwie najwięcej czasu. Całą resztę dnia spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy. Całkiem niedaleko naszego tymczasowego domu znajdował się ogromny stok narciarski, a za nim sporej wielkości lodowisko i niewielka restauracja, a w sumie bardziej kawiarenka. Cały ten kompleks sportowo-wypoczynkowy był oświetlony tysiącami kolorowych lampek, które nadawały temu miejscu magicznego klimatu. Padnięci po dniu pełnym nowych wrażeń wróciliśmy do naszego domku, gdzie wręcz padliśmy na łóżka.
Następnego dnia skoro świt wszyscy byliśmy już gotowi do wyjścia. Ubrani w kolorowe kombinezony ruszyliśmy na stok narciarski. Zabawa była naprawdę wspaniała, tym bardziej, że żadne z nas nie potrafiło jeździć na nartach. Co chwilę ktoś leżał z twarzą w śniegu wywołując u reszty falę niekontrolowanego śmiechu. Bawiliśmy się tak kilka dobrych godzin, po czym postanowiliśmy udać się na obiad i gorącą czekoladę do przytulnej knajpki znajdującej się na szczycie góry będącej obleganym przez turystów stokiem. Po ciepłym posiłku i krótkiej chwili odpoczynku wróciliśmy do wcześniejszych czynności. W pewnym momencie jednak zorientowaliśmy się, że kogoś nam brakuje.
- Jin oppa, nie wiesz może gdzie podziali się V i Hope oppa? - trochę zaniepokoiłam się brakiem obecności tej lubiącej kłopoty dwójki.
- Nie, a nie ma ich na dole? Może już zjechali.
- Hyung! Noona! Hoseok hyung i Tae hyung są na innym stoku i ktoś krzyczy pomocy! To chyba głos Tae hyunga! - przerażony Jungkook o mało w nas nie wpadł kiedy krzyczał, że koledzy prawdopodobnie są w tarapatach.
- Co? Gdzie oni są? Prowadź! - Jin jak zawsze zareagował w mgnieniu oka.
Pobiegliśmy za młodym najszybciej jak potrafiliśmy, po drodze zgarniając resztę naszej ekipy. Nasze dwie zguby znaleźliśmy na zamkniętej stronie stoku. J-Hope leżał na samym dole przywalony jakimś pniakiem. V natomiast zjeżdżał w jego kierunku drąc się niemiłosiernie i próbując uniknąć zderzenia ze znajdującymi się na jego drodze świerkami i głazami. Na całe szczęście zjechał na dół w jednym kawałku, czego prawdopodobnie nie można było powiedzieć o wrzeszczącym Hoseok’u. W kilka sekund znaleźliśmy się u podnóża góry udzielając pierwszej pomocy rannemu koledze. Oczywiście nie obyło się bez krzyków Namjoon’a i Seokjin’a, jacy to chłopcy są nieodpowiedzialni i nierozważni. Po krótkiej naradzie ustaliliśmy, że Jin zabierze J-Hope’a do szpitala, a ja i Rap Mon doprowadzimy resztę bezpiecznie do domu.
Rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie, Kook zrobił wszystkim gorące kakao, włączyliśmy telewizor i czekaliśmy na powrót chłopaków. Wściekły Jin i Hoseok ze spuszczoną głową zjawili się niecałe dwie godziny później. Jak się okazało lekarz stwierdził tylko mocne stłuczenie kostki i szczęśliwie żadnych poważnych urazów. Lider wskazał poszkodowanemu drzwi do pokoju, co oznaczało, że właśnie dostał od niego szlaban. Nie dziwota w sumie, bo mogło się to skończyć o wiele gorzej. Hope udał się do pokoju, Nam odprowadził go wzrokiem, a Jin i ja poszliśmy do kuchni w celu zrobienia kolacji. W międzyczasie słyszeliśmy jakąś krzątaninę w salonie, ale postanowiliśmy to zignorować. Pomyśleliśmy, że pewnie któryś postanowił obejrzeć coś na DVD i porozrzucał płyty. Nakryliśmy do stołu, a Jin zawołał chłopaków. Jednak oprócz Mon’a, który cały czas siedział w salonie oraz Kook’a i Hoseok’a nikt więcej nie raczył się zjawić. Sprawdziliśmy ich pokoje, a nawet zasypany śniegiem ogród, ale nigdzie ich nie było. Namjoon próbował się do nich dodzwonić, ale oczywiście nie odbierali, bo po co. Zdecydowaliśmy, że zaczekamy aż sami wrócą, a tymczasem zasiedliśmy do stołu.
Zjedliśmy kolację, Jin pozmywał, Mon zdążył zepsuć mikrofalę, a Sugi, Jimin’a i V nadal nie było. Kiedy razem z Jungkook’iem męczyliśmy się z naprawieniem zepsutego przez lidera urządzenia, do Jin’a zadzwonił Suga znajdujący się w areszcie, który wyjaśnił mu całą sytuację. Z tego, co dało się słyszeć z ich dość głośnej rozmowy wynikało, że Yoongi, Tae i Jimin włamali się na lodowisko żeby pojeździć na łyżwach i że gdyby nie to, że Taehyung był za głośno to policja by ich nie złapała, bo nikt nie wiedziałby o ich występku. Jin z Namjoon’em wsiedli do samochodu i pojechali odebrać ich z komendy. Kolejny raz tego dnia mieliśmy okazję widzieć wściekłego Jin’a.
- Siadać, ale to już! Jak jeszcze któryś coś dziś zbroi to nie ręczę za siebie! - był wściekły i to bardzo, gdyby potrafił zabijać spojrzeniem, to chłopcy byliby już martwi.
- Pierwszy dzień i już tyle problemów z wami. Jeśli się nie ogarniecie w tej chwili to kończymy urlop w górach i wracamy do Seulu. A jak znowu będzie trzeba się z wami lub przez was szwendać po szpitalach czy komisariatach to załatwię nam zero wolnego do końca przyszłego roku! Czy to jest jasne?! - pierwszy raz widziałam tak zdenerwowanego lidera. Podejrzewam, że jakby mógł to by ich w tamtej chwili rozszarpał. Bacznie go obserwowałam żeby nie doszło do takiej sytuacji. Nie wiem, co mogłabym wtedy zrobić, ale wolałam być pewna, że chłopcy przeżyją. Kątem oka widziałam tylko potakiwania głowami.
Dzień pełen niekoniecznie najlepszych wrażeń zakończyliśmy udając się do swoich pokoi. Kolejne dwa dni minęły dość spokojnie. Widocznie chłopcy wzięli sobie do serca słowa Mon’a i na poważnie wystraszyli się braku jakiegokolwiek wolnego. W ciągu tych 48 godzin byliśmy na nartach i na łyżwach - tym razem legalnie - a nawet na snowboardzie, co nie było najlepszym pomysłem, bo Nam połamał aż trzy deski, za które trzeba było zapłacić. Zwiedziliśmy różne ciekawe miejsca, zahaczyliśmy o kilka przytulnych knajpek i załapaliśmy się na tutejszy festiwal. Niestety następny dzień nie był już taki dobry.
Zaraz po szybkim śniadaniu ubraliśmy się i ruszyliśmy na stok. Mieliśmy na dziś sporo planów, więc wyszliśmy z samego rana, by nie tracić cennego czasu. Na stok dotarliśmy w niecałe 10 minut, tam jak zawsze wypożyczyliśmy potrzebny sprzęt i zaczęliśmy kolejny dzień zabawy na śniegu. Wspaniale zjeżdżało się na nartach nie lądując co chwila twarzą w białym puchu. W końcu nauczyliśmy się jako tako jeździć, więc zabawa była jeszcze lepsza. Chłopcy nawet robili wyścigi o to, który z nich zjedzie szybciej na sam dół bez żadnych potknięć i muszę przyznać, że całkiem nieźle im szło. Było wesoło jak zawsze, gdy w grę wchodzi szaleństwo z tą siódemką wariatów.
Kiedy już wszyscy przypominaliśmy ludzkie bałwany postanowiliśmy pójść na obiad. Oczywiście nie mogło też zabraknąć gorącej czekolady na deser. Po krótkim odpoczynku zamierzaliśmy pójść na lodowisko. Właśnie, zamierzaliśmy. Jednak znowu nie byliśmy w komplecie.
- Noona widziałaś może Hoseok’a hyunga? Powiedział, że po obiedzie pokaże mi coś fajnego niedaleko stoku, co zauważył wczoraj, ale nie mogę go nigdzie znaleźć - nietypowy ton głosu Tae dawał do myślenia. Niby zaniepokojony nieobecnością przyjaciela, ale z drugiej strony dało się wyczuć podekscytowanie, gdy mówił o tajemniczej rzeczy, którą miał mu pokazać Hope. To nie wróżyło nic dobrego.
- Nie, nie widziałam go. Mieliśmy się spotkać przed wyjściem, więc powinien się tu zaraz pojawić razem z Sugą oppą i Jimin’em - nie było dla mnie dużym zaskoczeniem, że nie pojawili się na czas. Normalka bym rzekła. Za każdym razem po obiedzie musimy czekać na naszą trójkę spóźnialskich. Jeden wie, co im zajmuje tyle czasu, że nigdy nie są w stanie zjawić się w określonym miejscu o wyznaczonej porze.
- Może ich poszukamy? Słyszałem jak w czasie obiadu mówili coś o jakiejś wspinaczce. Myślałem, że opowiadali sobie po prostu jakieś historie, ale teraz? Mam złe przeczucia… - Jin był wyraźnie spięty, kiedy o tym wspominał. Dlaczego wcześniej nie powiedział, że coś kombinują? Znowu się wpakują w kłopoty. Normalnie siedem światów z nimi.
- Dobra, idziemy. Jak się pospieszymy to może zdążymy ich znaleźć zanim coś zbroją - Tae, wiesz, gdzie jest to coś, co chciał ci pokazać J-Hope hyung? - wyjątkowo Namjoon podjął inicjatywę jako pierwszy. Z reguły to Jin decydował o takich rzeczach. Myślę, że najzwyczajniej w świecie nie uśmiechało mu się witać z lekarzami na ostrym dyżurze czy ponownie jechać na komisariat.
- Mówił, że to gdzieś za stokiem. Widział to kiedy wracaliśmy wczoraj do domu.
- Do domu? Ale co on mógł widzieć po drodze z lodowiska? Z tamtej strony widać tylko zamkniętą stronę góry. O matko… - kiedy Jin na głos rozmyślał o miejscu, w którym mogą być chłopcy, wszystkim zamarło serce. Jeśli są tam, gdzie myślimy to mamy niemały problem. Czym prędzej ruszyliśmy w tamtym kierunku.
Dobiegliśmy na miejsce, ale niczego dziwnego nie zauważyliśmy. Kiedy już myśleliśmy, że ich tam nie ma, usłyszeliśmy głos Jimin’a. Krzyczał coś do Sugi, co oznaczało, że i on tam jest, a w takim razie musi być też trzecia zguba. Stojąc u podnóża góry rozglądaliśmy się we wszystkie strony w celu zlokalizowania właściciela głosu albo pozostałej dwójki. Nagle naszym oczom ukazał się oparty o drzewo machający ręką w naszą stronę Yoongi.
- Cześć wam!
- Co ty tam robisz do diabła?! Złaźcie stamtąd w tej chwili! - Jin powoli zaczynał przypominać aktywny wulkan, niedobrze.
- Fajnie jest! Chodźcie do nas! - no i mamy drugiego idiotę. Zza kolejnego iglaka głowę wychylił roześmiany Jimin.
- Fajnie?! Odbiło wam? Ta strona góry zamknięta jest nie bez powodu! Złazić na dół! - Jin wyglądał jakby miał zaraz eksplodować, a to nie wróżyło zbyt dobrze dla naszych wspinaczy.
- Hyung nie jestem pewien czy krzyk to dobry pomysł - Tae wskazał Jin’owi skalną półkę zasypaną śniegiem znajdującą się mniej więcej w połowie wysokości góry. Faktycznie nikt z nas nie zwrócił na nią wcześniej uwagi. Nie wiem czy lawina występuje w takich miejscach od zwykłych krzyków, ale lepiej dmuchać na zimne.
- O cholera. Suga, w tej chwili na dół! Spójrzcie pod czym stoicie! - chłopcy posłusznie spojrzeli we wskazane miejsce i jak na złość tylko wzruszyli ramionami. Zabić ich to mało powiedziane.
- Wszystko jest w porządku hyung! To tylko trochę śniegu! - spod wspomnianej półki wyłonił się zadowolony Hoseok. Nagle nasyp śniegu nad nimi zaczął się osuwać. Cholera, teraz to dopiero mamy problem. Czyli jednak lawiny w górach i w takiej formie są możliwe. Gdyby nie to, że trzeba było teraz trzeźwo myśleć to chyba bym tu na zawał zeszła.
- Oppa, chowaj się tam z powrotem, już! - jedyne, co przyszło mi w tej chwili do głowy.
Pomyślałam, że może jeśli się tam schowa, to go ten śnieg nie zgarnie. My w tym czasie szybko odsunęliśmy się na bezpieczną odległość kryjąc się za jakimś pagórkiem. Jimin i Suga stanęli z drugiej strony drzew, za którymi chwilę temu się chowali. Jak na zawołanie cała warstwa śniegu zalegająca na skalnym występie runęła w dół. Dobrze, że nie było go zbyt dużo i niewielka lawina szybko dobiegła końca. Wyszliśmy zza pagórka wzrokiem namierzając przyjaciół. Na całe szczęście nic im się nie stało. Yoongi i Jimin ze strachu wręcz przykleili się do drzew, a Hoseok’a co prawda trochę przysypało, ale szybko wydobył się z małej zaspy. Ledwo, co zeszli, a właściwie zjechali, na dół, oberwali od Jin’a. Całą drogę do domu się do nich nie odzywał, ani oni do nas.
Mieliśmy już dość wrażeń w tym dniu, więc resztę popołudnia i wieczór spędziliśmy w ciepłym salonie, a Suga, Jimin i Hope siedzieli w swoich pokojach. Wieczór był całkiem miły, choć wpierw musieliśmy uspokoić najstarszego żeby nam jednak nie wybuchł niczym rozjuszony wulkan. Oglądaliśmy dziwny program w telewizji o majsterkowaniu, który włączył lider, a potem owinięci w miękkie kocyki z kubkiem ciepłego kakao w rękach rozmawialiśmy przy kominku podziwiając śnieżycę za oknem. Przynajmniej wieczór upłynął nam dość spokojnie w porównaniu do dzisiejszego południa. Siedzieliśmy tak prawie do północy, a żaden z uziemionych chłopaków nawet na chwilę nie wyjrzał z pokoju. To było wręcz niespotykane zjawisko.
Następnego dnia rano obudziły mnie krzyki dochodzące z salonu. Niechętnie podniosłam się do siadu, ale słysząc kłótnię nie miałam innego wyjścia, jak wstać z wygodnego łóżka i sprawdzić, co się tam dzieje. W niedużym przedpokoju w najlepsze trwał spór między Rap Mon’em i Tae. Nie bardzo wiem, czego dotyczyła ich głośna wymiana zdań, ale trzeba było ją zakończyć nim zbudzą sąsiadów.
- Hej! Spokój! Co to ma być?
- Widzicie? Obudziliście noonę. Mówiłem wam, że jesteście za głośno - ze słów Jungkook’a oglądającego akurat anime w telefonie, wywnioskowałam, że wcześniej próbował interweniować w sprzeczkę i jak widać niewiele wskórał.
- O co tu chodzi? Czy już od białego rana musicie się wydzierać? Jest dopiero siódma, a wy już zdążyliście się pokłócić?!
- Chłopcy chcieli iść na narty, ale im zabroniliśmy, więc stwierdzili, że pójdą do ogrodu. Namjoon nie chce ich puścić, bo w nocy spadło sporo śniegu i wszystko jest zasypane - Seokjin chyba dał za wygraną, bo mówił to tak obojętnie, że bardziej już chyba nie można. Wyjrzałam przez okno w drzwiach wejściowych i tak, jak mówił Jin, śnieg zasypał wszystko łącznie ze schodami chatki.
- Yhym. I rozumiem, że mają zamiar tarzać się w śniegu tak ubrani… - spojrzałam na ich piżamy i zaśmiałam się pod nosem - … no ciekawie. Mon puść ich, niech idą. Ale jakby co to ja was nie znam. I śmigać do pokoi ubrać się normalnie, bo w piżamach nie pójdziecie.
- Czekaj, co? Puścisz ich? Poważnie? - hah, to bezcenne widzieć minę tak zaskoczonego Seokjin’a.
- Zaczekaj - złowieszczo uśmiechnęłam się do starszego kolegi w głowie już wyobrażając sobie, co się teraz wydarzy.
Uradowani chłopcy niczym dzieci wybiegli z domu jak rakieta. Nawet nie zdążyli zbiec po schodach, gdy Tae wpadł w śnieg po pas. Nie wytrzymałam, wybuchłam śmiechem. W sumie nie tylko ja, reszta też dostała porządnego ataku śmiechu. Zauważyłam, że nawet Jin zaczął się śmiać, chyba zrozumiał wreszcie mój plan. Postanowiłam się uspokoić choć trochę by móc powiedzieć jeszcze zdanie.
- Przypomnijcie mi proszę. To gdzie idziecie? - kiedy widziałam ich zszokowane twarze, ledwo się powstrzymywałam żeby znowu nie buchnąć śmiechem.
- Już nigdzie. Wracamy do środka - wszyscy zrobili w tył zwrot i weszli do domu, po czym poszli się przebrać, a następnie usiedli w salonie. Tymczasem razem z Jin’em, który nie umiał przestać się śmiać próbowaliśmy wyciągnąć naszego kosmitę ze śniegu. Trochę to trwało, ale w końcu udało nam się go jakoś wygramolić stamtąd i wciągnąć do domu. Rap Mon w przedpokoju czekał już z kocem dla naszego bałwanka. Otulił go nim i wysłał do pokoju by się przebrał.
Z racji, że śnieg uniemożliwiał wyjście gdziekolwiek byliśmy skazani na spędzenie tego dnia w przysłowiowych czterech ścianach. Nie za bardzo nam się to uśmiechało, bo nie po to jechaliśmy w góry żeby siedzieć w domu, ale co poradzić kiedy pogoda jest przeciwko nam. A może to i dobrze? Może, gdy będziemy mieć ich na oku przynajmniej już nic więcej nie narozrabiają. Tak czy owak, trzeba było się czymś zająć żeby nie zwariować. Siedzieliśmy w salonie, a chłopcy dostali wolną rękę w kwestii zagospodarowania naszego czasu, ale tego, co te dzieciaki nawymyślały chyba nikt się nie spodziewał.
- Wiem, co będziemy dziś robić! - krzyk Hoseok’a rozniósł się po całym pomieszczeniu, po czym chłopak pobiegł do swojego pokoju by po chwili wrócić z pudełkiem w rękach. - Zagramy w twistera!
- Super! Jestem za! Świetny pomysł hyung - okrzyki radości wypełniły cały salon, a zadowolony z siebie J-Hope zaczął rozpakowywać grę.
- Ja nawet nie wnikam, jak udało ci się spakować ją do torby - Namjoon był mocno rozbawiony obserwując kolegę męczącego się z wyciągnięciem maty z opakowania.
Po kilku chwilach gra była już rozłożona na podłodze, a pierwsi gracze na swoich pozycjach. Graliśmy w twistera z kilka dobrych godzin, a zabawa była przednia. Nawet nie przypuszczałam, że ta gra wymaga takiej gibkości.
- Lewa… ręka… na… zielone… Hyung jak ja mam ci dać tam tą rękę? Myślisz, że ja kręgosłupa nie mam? - pierwszy raz od dawna widziałam tak oburzonego maknae. Jednak nic dziwnego, bo jedyne wolne pole zdecydowanie nie było w jego zasięgu, ale Kook się nie poddał i nadal próbował go sięgnąć.
- Wygrałem! - nie trudno było usłyszeć radosny krzyk Tae kiedy Kook padł na podłogę ciągnąc ze sobą przy okazji Jimin’a.
- Nie gram już z wami. Mam dość. Cały czas przegrywam przez to, że ktoś na mnie leci - obrażony na cały świat Jimin to bezcenny widok, naprawdę.
- Masz niezłe powodzenie, hahaha - tekst Sugi rozwalił wszystkich. Padliśmy śmiechem.
- W takim razie proponuję inną grę! - i ponownie Hoseok wybył do swojego pokoju, by wrócić do nas z kolejnym niewielkim pudełkiem - teraz bawimy się w karaoke!
- Tak z ciekawości. Czy ty spakowałeś do swojej walizki jakieś ciuchy? - byłam tego naprawdę ciekawa, bo on miał ze sobą tyle rzeczy, że to się w głowie nie mieści i tylko jedną torbę.
- Tak, jasne, że tak. Ja nie mówiłem z czyich walizek wyciągam te gry - teraz to nas dopiero zszokował, ale postanowiliśmy w to nie wnikać dla własnego zdrowia psychicznego.
J-Hope wyciągnął z kartonika dwa mikrofony i płytę, którą umieścił w swoim laptopie. Śpiewaliśmy solo, w duetach i drużynach. Płakaliśmy ze śmiechu, gdy nasi raperzy postanowili zaśpiewać piosenkę, w której nie było nawet odrobiny rapu i tarzaliśmy się po podłodze, gdy wokaliści próbowali udawać raperów. Wydzieraliśmy się tak do mikrofonów ze dwie godziny, jeśli nie lepiej. Szaleństwo przerwały nam jęki wygłodniałych zwierzów.
- Jin hyung, jestem głodny - i się zaczęło. Stękający Yoongi, któremu nie chce się wstać z kanapy i iść do kuchni żeby samemu sobie zrobić coś do jedzenia rozpoczął dziecinne marudzenie.
- Ja bym w sumie też coś zjadł. I ja. Ja też. To mi też coś zrób do jedzenia - chłopcy jeden po drugim jak na zawołanie dołączyli do jęczącego Sugi.
- Dobra, dobra. Już idę. Macie jakieś konkretne życzenia dzisiaj? - nie dość, że wysyłają go do kuchni, to jeszcze on się pyta, co chcą jeść, nigdy nie zrozumiem tego faceta.
- Naleśniki! - wyjątkowo ta szóstka głodomorów chórem wykrzyczała nazwę tego samego dania. Jakiś cud się stał, bo z reguły pada sześć zupełnie różnych propozycji.
- Idę z tobą Jin oppa! - skoro trzeba zrobić obiad dla całej ekipy, dobrze by było, gdyby ktoś mu pomógł. Poza tym nie uśmiechało mi się zostać samej z tą zgrają wariatów tym bardziej, że dziś mieli dużo dziwnych pomysłów.
Po zaledwie dwóch kwadransach wróciliśmy do chłopaków z tacą pełną naleśników i gorącą czekoladą. To niesamowite jak szybko może zniknąć taka ilość jedzenia. Ale przy nich wszystko staje się możliwe. Po błyskawicznym posiłku usiedliśmy nieco bliżej kominka i pijąc ciepły napój opowiadaliśmy sobie dowcipy oraz zabawne historie. Wspominaliśmy najlepsze chwile, które mieliśmy okazję dzielić od początku naszej przyjaźni, łącznie z naszym pierwszym spotkaniem, które patrząc z perspektywy czasu było naprawdę komiczne. Rozmawialiśmy o marzeniach, życiowych celach i planach na przyszłość, tą bliższą i tą dalszą także. Bardzo lubię nasze pogawędki o wszystkim i o niczym, bo wtedy zawsze dowiadujemy się o sobie czegoś nowego, a poza tym wszyscy uwielbiamy wspólnie się śmiać z głupotek siedzących nam w głowach. Tą luźną konwersację zwyczajowo zakończył J-Hope mający już tysiąc nowych pomysłów na kolejne zabawy.
- Zagrajmy w butelkę! - dlaczego on zawsze kiedy rzuca propozycją dość nietypowej dla nas gry tak dziwnie się uśmiecha? Wygląda wtedy jakby knuł coś złego w tym swoim małym móżdżku.
- W butelkę? Czemu akurat w to? I skąd weźmiemy butelkę? - widać, że nie tylko ja, bo chłopcy również wydawali się być zaskoczeni pomysłem kolegi.
- Ja idę po butelkę, a wy już myślcie nad wyzwaniami - bez dwóch zdań nienawidzę tego chytrego spojrzenia Hoseok’a. - Ja kręcę pierwszy! - po krótkiej chwili siedział już na swoim miejscu z butelką po oranżadzie w ręce.
Nasza gra w butelkę nie trwała zbyt długo. Mało kto wybierał prawdę, a wyzwania były tak irracjonalne, że po pewnym czasie wszystkim się odechciało gry. No bo co to za wyzwanie “pocałuj osobę po prawej” kiedy tam siedzieli sami faceci? Biedny Kook, nadal widzę jego skwaszoną minkę, gdy dostał buziaka o Tae. Albo “zamknij się w szafie z jednym z nas”. Akurat to wypadło na mnie. Miło, że sama mogłam sobie wybrać towarzysza niedoli, ale i tak, no co to ma być? Szafa w salonie do specjalnie dużych nie należy, a i mi się średnio uśmiechało kisić tam z którymkolwiek z nich. W czasie całej gry nie padło ani jedno normalne wyzwanie. Chłopcy w wymyślaniu ich przeszli sami siebie. Zabawa skończyła się w momencie, gdy miało dojść do tańca w bieliźnie na stole. Raczej nikt z nas nie miał ochoty oglądać Rap Mon’a w majtkach udającego, że potrafi zatańczyć i to jeszcze na tym drobnym meblu. Ostatecznie włączyliśmy sobie jakąś komedię na laptopie i w ten sposób resztę wieczoru spędziliśmy na maratonie filmowym. Cały dzień minął nam na wspólnej zabawie, grach, wygłupach i nieustannym śmianiu się. Nawet nie zauważyliśmy, że za oknem zrobiło się już całkiem ciemno. Było już grubo po północy. Doprowadziliśmy więc salon do względnego ładu, posprzątaliśmy gry oraz naczynia z obiadu, które walały się po kątach i rozeszliśmy się do pokoi.
- Szkoda, że to już koniec i jutro trzeba wracać - usłyszałam jeszcze tylko ciche westchnięcie maknae, który następnie zniknął mi z zasięgu wzroku w niedługim korytarzu.
Położyłam się w wygodnym łóżku, przykryłam ciepłą kołderką, a mimo to nie mogłam zasnąć. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale słowa Jungkook’a nie dawały mi spokoju. Kilka dni temu, gdy zostałam wręcz porwana w góry, byłam pełna obaw. Znam chłopaków bardzo dobrze, przyjaźnimy się już od dłuższego czasu i wiem do czego są zdolni. Bałam się tego, co mogą nawywijać w czasie krótkiego zimowego wypadu. Jednak dziś, po tym, co powiedział Kook’ie w drodze do swojej sypialni, dotarło do mnie, że za chwilę będziemy musieli wrócić do szarej rzeczywistości. Szczerze mówiąc nie cieszyłam się z tego powodu, a przecież jeszcze niedawno nawet nie byłam pewna czy chcę z nimi jechać. Pomimo tego wszystkiego, co zdążyli nabroić, to był najlepszy tydzień w moim życiu od bardzo dawna. Nie pamiętam kiedy ostatni raz spędziliśmy ze sobą tyle czasu, ani kiedy miałam okazję do tak częstego śmiania się. Spędziłam tu z nimi naprawdę wspaniałe chwile i chciałabym żeby to wszystko się jeszcze nie kończyło. Ale co poradzić? Chłopcy muszą wracać do treningów, a ja do pracy. Rozmyślałam tak jeszcze może z kilka minut aż w końcu odpłynęłam do krainy snów. Na szczęście kolejny dzień zapowiadał się równie wspaniale. Taki niecodzienny wyjazd musi przecież kończyć się wspaniale, by pozostawił niezapomniane wspomnienia.
- Noona, hyung, chodźmy do ogrodu! - do kuchni wbiegł rozpromieniony maknae.
- Do ogrodu? Ale po co? Za kilka godzin wyjeżdżamy, musimy jeszcze coś zjeść i się spakować - Jin wydawał się być dość zaskoczony słowami najmłodszego.
- Zrobimy wielką bitwę na śnieżki! Wy będziecie ze mną w drużynie i weźmiemy też Tae hyunga. To będzie prawdziwa wojna! - czułam jak jego entuzjazm oraz nieoczekiwany przypływ radości zaczyna i mnie ogarniać.
- Jestem za. Obiad może poczekać, do spakowania też nie mam za dużo rzeczy, więc czemu nie? - już sobie wyobrażałam chłopaków leżących w śniegu i obrzucanych śnieżkami z każdej strony. Kook i V są świetni w tej zabawie, więc najprawdopodobniej to nie my będziemy przypominać bałwanki.
- Ale moja zapiekanka?! - Jin robi naprawdę urocze miny kiedy próbuje się go wyciągnąć z kuchni w trakcie gotowania.
- Odłóż tą łyżkę i chodź. Zapiekanka ci nie ucieknie, nóg nie ma, a trochę zabawy wszystkim dobrze zrobi - dlaczego to zawsze ja muszę go dosłownie wyciągać za szmaty z tej przeklętej kuchni? Złapałam go za kolorowy fartuszek, który miał akurat na sobie i pociągnęłam w kierunku pokoi.
- Namjoon hyung idą z nami! Leć powiedzieć chłopakom, widzimy się w ogrodzie! - te wyrośnięte dziecko słyszałam nawet w swoim pokoju. Niesamowite jak niewiele trzeba by go uszczęśliwić.
Chwilę później wszyscy byliśmy już za domem gotowi do śnieżnej potyczki. Wcześniej ustalonymi przez maknae grupami stanęliśmy po dwóch stronach podwórka i zaczęliśmy lepić małe kulki ze śniegu. Nie zdążyłam nawet podnieść głowy, gdy nagle oberwałam śnieżką. Bitwa się rozpoczęła. Śnieżki latały po całym ogrodzie, z czego większość trafiała w płot lub drzewa.
- Hyung oberwiesz! Jak śmiesz rzucać śnieżkami kiedy jeszcze nie byłem gotowy?! Szykuj się na śmierć! - V na widok pierwszych latających kulek dostał takiego zastrzyku energii, że słowami to się tego opisać nie da. W ułamku sekundy ulepił śnieżkę i rzucił nią w swoją ofiarę. Biedny J-Hope nie zdążył nawet zareagować w efekcie czego oberwał prosto w głowę.
- Hej, co to ma być? Czekaj, zemszczę się! - z bitwy zrobiła nam się potyczka między V i Hoseok’iem.
- Ej, jej, stój, czekaj! - z racji, że skupiłam się na dwójce mszczących się na sobie nawzajem wariatów nie zauważyłam, że Jungkook podkradł się do Jimin’a i okładał go śniegiem z każdej możliwej strony. Nie lepił nawet śnieżek, ile śniegu złapał tyle wysypał koledze na głowę. - Poddaję się, słyszysz? Kapitulacja! - biedny Jimin dał za wygraną z małą bestią.
- To kto następny? - młodemu było bardzo spieszno wykończyć swoich hyungów. Zaraz po przewróceniu Jimin’a, który wylądował twarzą w śniegu, Kook za cel obrał sobie lidera. W tym czasie ja i Jin zajęliśmy się bujającym w obłokach Sugą.
- Ajajaj, co się dzieje? - raper był tak bardzo zajęty rozmyślaniem o niebieskich migdałach aż chyba zapomniał, że stoi po środku pola bitwa i wgapia się w niebo. Nie było dużym wyzwaniem pokonanie go, gdy nadal stał nieruchomo z zaskoczoną miną.
Odsunęliśmy się od niego kawałek i stwierdziliśmy, że wygląda prawie jak w ostatnie Święta, kiedy to był ślicznym bałwankiem. Wszyscy się zaśmiali na to porównanie. W międzyczasie makane zdążył wręcz utopić Rap Mon’a w śniegu. Biedakowi spod śnieżnego puchu wystawała tylko głowa. Wzrokiem próbowaliśmy odnaleźć ostatniego przeciwnika, jednak nie potrafiliśmy go nigdzie dostrzec. Zauważyliśmy jednak dziwną, bo ruchomą, zaspę i stojącego nad nią V. Tą zaspą okazał się przysypany przez Taehyung’a, Hoseok. Młodszy krzyczał coś o wyrównywaniu rachunków i zamarzaniu, więc czym prędzej ruszyliśmy na ratunek koledze nim ten kosmita faktycznie go uwięzi w śniegu.
-----------------------------------------------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz