czwartek, 11 października 2018

Życzenie

Duszyczki mam dla Was kolejnego one-shot'a. Tym razem z Jackson'em (GOT7). Chyba pierwszy raz jestem tak zadowolona z tego, co napisałam. A to dziwne, bo napisanie tej pracy zajęło mi niecałe 5 godzin z przerwami na jedzenie, herbatę i jedzenie. xD Tak czy owak, życzę miłego czytania. ;) I proszę, zostawcie po sobie jakiś ślad, jeśli to czytacie. ^_^


- Chłopaki, skupcie się w końcu! Serio chcecie siedzieć tu do jutra?! - lider już od kilku godzin powtarzał właściwie to samo, co nie ułatwiało nam pracy.

- Właściwie to już jest jutro, mamy już prawie pierwszą - odpowiedziałem mu zirytowany jego ciągłym narzekaniem.

Dziś kręciliśmy nowy teledysk do nadchodzącego comebacku. Siedzieliśmy na dworze od samego rana, a zbliżała się pierwsza nad ranem i nie żeby coś, ale mamy już jesień w związku z czym temperatura na zewnątrz nie była za wysoka. Jak nic wszyscy będziemy chorzy. Dodatkowo Jaebum wstał dziś lewą nogą i od świtu wrzeszczy po każdym bez wyjątku. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, bo często doprowadzamy go do szału i potem swoją złość wyładowuje na nas, ale dzisiaj nie zrobiliśmy nic, co mogłoby go wyprowadzić z równowagi czy chociażby zdenerwować. Nie rozumiałem jego zachowania, ta wściekłość nie była niczym uzasadniona, co z kolei działało na nerwy całej reszcie. Nawet staff miał już nas dość, ale na ich nieszczęście musieli tu z nami siedzieć aż skończymy, a niestety końca nagrań nie było widać. Z jakiegoś powodu kompletnie nam nie szło. Każdą scenę musieliśmy powtarzać, bo wiecznie coś było nie tak. Z racji, że się ściemniło, już parę godzin temu, wzięliśmy się za wieczorne sceny, ale te wychodziły nam tak samo źle jak te dzienne.

- Ludzie, weźcie się w końcu do roboty! - i znowu krzyk JB w naszą stronę.

- Cały czas pracujemy jakbyś nie zauważył! - również zacząłem krzyczeć, miałem już dość jego wrzasków na najbliższy miesiąc.

- No właśnie nie widzę!

- Nie moja wina, że jesteś ślepy! Daj nam już w końcu spokój! Nic, tylko się wydzierasz przez cały dzień! Ileż można?! - nasza rozmowa to była klasyczna wymiana wykrzykników.

- Nie musiałbym się drzeć gdybyście robili, co trzeba!

- A może spojrzałbyś na siebie?! Nie jesteśmy twoimi niewolnikami! Nie możesz nam ciągle rozkazywać i wyładowywać na nas swojej złości!

- Jestem waszym liderem do cholery!

- Właśnie! Liderem, nie panem! Po kija jesteś w zespole skoro od miesiąca grasz solo?! Jak masz się tak zachowywać to chyba wolałbym żeby cię tu nie było! - nerwy mi puściły całkowicie i mówiłem wszystko, co mi ślina przyniosła na język.

- Jackson… - usłyszałem rozczarowane, zawiedzione, zdziwione jęki reszty przyjaciół stojących za mną.

- Nie no, spoko. Wiesz, ponoć jak wypowiesz życzenie trzy razy to się spełni, może spróbujesz? - podpuszczał mnie i zdecydowanie prowokował, co mnie dodatkowo podminowało.

- A proszę cię bardzo. Nie chcę takiego kretyna w zespole. Nie chcę takiego kretyna w zespole. Nie chcę takiego kretyna w zespole - dałem się sprowokować, za co przekląłem się w myślach.

Nagle świat przed moimi oczami zaczął wirować, a ja przestałem kojarzyć, co się dzieje. Ocknąłem się w naszej sali ćwiczeń otoczony przyjaciółmi. Chyba za mocno uderzyłem się w głowę, bo przysiągłbym, że przed chwilą byliśmy na plaży w Busan. Rozejrzałem się wokoło próbując zebrać myśli i spostrzegłem jedną niepasującą do reszty rzecz, a właściwie osobę. Pośród chłopaków, których bardzo dobrze znałem, stał nie kto inny, jak Shownu. Musiałem się naprawdę mocno rąbnąć w ten łeb skoro już mam omamy.


- Stary, nic ci nie jest? Czemu nie mówiłeś, że ci słabo? Przerwalibyśmy trening… - powiedział lider Monsta X i podał mi rękę pomagając wstać z podłogi.

- Nie czułem się słabo… Trening? Jaki trening? - musiałem chwilę się zastanowić nad tym, co się właśnie stało i nadal dzieje, bo mój mózg nie potrafił tego pojąć. Raz jeszcze rozejrzałem się po sali i spostrzegłem, że nie ma na niej Jaebum'a.

- Normalny trening. Zemdlałeś kiedy ćwiczyliśmy nową choreografię.

- Choreografię? Chwila, jestem pewny, że jeszcze dziesięć minut temu kręciliśmy teledysk w Busan. I gdzie jest ta łajza zwana JB? - coraz mniej z tego rozumiałem, a wystraszone miny kumpli nie pomagały mi odnaleźć się w tej dziwnej sytuacji.

- Jaki teledysk? Przecież dopiero co mieliśmy comeback. I kim jest ten JB? Ty się na pewno dobrze czujesz? - teraz już zupełnie nic nie wiedziałem, przecież nie mogło mi się przyśnić to, co przeszliśmy przez ostatnie cztery lata.

- Jaaa… Yyy… Nie wiem… - spojrzałem na każdego po kolei i zatrzymałem swój wzrok na Shownu, który badawczo mi się przyglądał.

- Jackson, uspokój się. Naprawdę nie pamiętasz, że kilka minut temu padłeś jak długi w połowie układu?

- Jinyoung, no przecież mówię, że byliśmy w Busan na plaży. I powie mi ktoś w końcu gdzie jest nasz wiecznie wściekły lider? I dlaczego trenujmy z Shownu hyungiem? Nie pamiętam żebyśmy mieli kolaborację z Monsta - zaczynałem się denerwować. Nie jestem wariatem, więc dlaczego mnie za takiego biorą?

- Ty się porządnie uderzyłeś w głowę upadając, bo innego wytłumaczenia nie widzę.

- Mark hyung, nie uderzyłem się w głowę. Nawet nie pamiętam żebym upadał - starałem się opanować żeby komuś zaraz nie przywalić.

- Ale jak to? To co pamiętasz? Może w ten sposób do czegoś dojdziemy…

- Byliśmy w Busan. Kręciliśmy teledysk, bo szykujemy comeback. Było późno, bardzo późno. I zacząłem kłócić się z Jaebum'em hyungiem, bo nie wytrzymałem. No i zrobiło mi się ciemno przed oczami, a teraz je otworzyłem i mam wrażenie, że śnię - powiedziałem zgodnie z prawdą.

- Z Jaebum'em? Tym Jaebum'em? - wydawali się zaskoczeni moją wypowiedzią, aczkolwiek nadal to ja byłem najbardziej zdziwioną tu osobą.

- No Im Jaebum. Cholera, to nasz lider! Nie róbcie ze mnie wariata!

- Im Jaebum jest solistą dla twojej świadomości, a liderem GOT7 jestem ja. I nikt nie robi z ciebie wariata, po prostu nie wiemy, co się z tobą dzieje - wypowiedź Shownu wbiła mnie w ziemię. Dosłownie, bo poczułem, jak nogi się pode mną uginają i znowu mam czarno przed oczami.

Obudziłem się w swoim łóżku, w naszym dormie, więc stwierdziłem, że to był bardzo porąbany sen. Z taką myślą poszedłem do kuchni na śniadanie i w ciągu kilku sekund moje życie znowu obróciło się o 180 stopni. Przy stole jak gdyby nigdy nic siedział sobie Shownu i pochłaniał sporą porcję jajecznicy. Usiadłem obok niego biorąc kilka głębokich wdechów i zacząłem rozmyślać nad tym, co się tu w ogóle odpierdziela.

- Lepiej się już czujesz? Długo spałeś - usłyszałem obok siebie.

- Nie… Chyba mam bardzo mocny sen i nadal śnię.

- Ty znowu o tym? Co z tobą? - zapytał Youngjae wchodząc do pomieszczenia.

- Jae? A ty co tu robisz? Nocowałeś dziś w dormie? - zapytałem przyjaciela zdziwiony jego obecnością. Od czasu, gdy przeprowadził się do brata rzadko u nas bywał, tym bardziej na noc.

- Yyyy? Mieszkam tu? Hyung, ty masz zanik pamięci czy jak?

- Nie wiem… Dobra, kończmy to śniadanie i bierzmy się za to, co dziś jest do roboty. Może się ogarnę w trakcie pracy - powiedziałem do przyjaciół, wewnątrz załamując się kompletnie.

Dzień w wytwórni minął całkiem spokojnie. Miło było pierwszy raz od dłuższego czasu nie słyszeć krzyków JB. Shownu nie dawał się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, ale i nie wygłupiał się z nami tak dużo jak Jaebum. W ciągu tych kilkunastu godzin zdążyłem się zorientować, że to jakaś inna rzeczywistość. Tutaj liderem zespołu faktycznie jest Shownu, Monsta X nigdy nie zadebiutowało, a wiecznie niezadowolony i krzyczący JB jest sławnym solistą w wytwórni i posługuje się prawdziwym imieniem. Nie było też JJ Project, Youngjae i BamBam wcale się nie wyprowadzili z dormu, ja zresztą też, a nasz CEO nie spodziewa się dziecka. Co tu się dzieje? Po skończonym treningu oparłem się plecami o ścianę i po prostu się osunąłem na połogę. Zacząłem analizować każdy najdrobniejszy szczegół ostatniego dnia tego życia, które znałem. Kręciliśmy MV, tak na sto procent tak było. Kłóciłem się z Jaebum'em o to, że wrzeszczy bez powodu. Wykrzyczałem mu w twarz, że nie chcę go w zespole. On kazał mi to powtórzyć trzy razy. Zrobiłem to i koniec, pustka… Podniosłem się na równe nogi i podszedłem do naszego lidera.

- Hyung, mogę o coś zapytać?

- Tak, pewnie. Tylko nie pytaj mnie znowu o to, co tu robię, bo wyślę cię do psychologa - odpowiedział uśmiechając się szczerze.

- Wierzysz w życzenia?

- W jakim sensie?

- No pytam, czy wierzysz w to, że życzenia się spełniają? - ponowiłem sprecyzowane pytanie.

- Tak, wierzę. A dlaczego pytasz? - spojrzał na mnie podejrzliwie, a mnie aż przeszły ciarki od tego wzroku.

- Z ciekawości. Muszę jeszcze coś załatwić, spotkamy się w dormie - powiedziałem wychodząc z sali i zostawiając Shownu w niemałym osłupieniu.

Wyszedłem z wytwórni i ruszyłem przed siebie, bez celu, tam, gdzie poniosą mnie stopy. Musiałem sobie wszystko przemyśleć raz jeszcze, a potem jeszcze raz i kolejny, i następny aż ułożę to wszystko w jakąś logiczną całość. Chodziłem tak z kilka dobrych godzin po czym postanowiłem wrócić do dormu, by dodatkowo nie martwić chłopaków. I tak już twierdzili, że powinien zbadać mnie specjalista, najlepiej od razu psychiatra. Ale ja wiem, że nie zwariowałem, wiem, że moja rzeczywistość to nie ta, w której się znalazłem. Jednak najciekawsze jest to, że mi ta sytuacja nie przeszkadza ani trochę. Chciałem chwili spokoju od rozkrzyczanego lidera i ją dostałem, więc zamierzałem się nią cieszyć póki trwa.

Przez kilka kolejnych dni zaznajomiłem się ze swoim nowym życiem i naprawdę mi się podobało. Nikt nie wrzeszczał bez powodu, a nawet, gdy Shownu miał zły dzień, nie wyżywał się na nas, tylko szedł wyładować swój gniew na siłowni. Taki przebieg spraw bardzo mi odpowiadał. O dziwo z nowym liderem złapałem całkiem dobry kontakt i z chłopakami też dogadywałem się jakby lepiej. Od kiedy przestałem wspominać o JB i całej reszcie, którą nadal uważałem za swoje prawdziwe życie, wszystko szło jakby łatwiej i przyjemniej. Jednak po tygodniu coś zaczęło mi przeszkadzać i nie potrafiłem stwierdzić, co konkretnie.

- Pięć minut przerwy. Znowu - już chyba setny raz to dziś słyszałem. - Jackson, czy ty na pewno wiesz, jaki układ tańczymy? - zapytał mnie Shownu idąc w moim kierunku.

- Tak, wiem. Lullaby. Znam tą piosenkę przecież, choreografię też - odpowiedziałem. Jak mogłem nie znać układu tytułowej piosenki z comebacku, do którego przygotowywaliśmy się w alternatywnej rzeczywistości?

- Ani razu jeszcze nie zatańczyłeś tego poprawnie. Może potrzebujesz chwili odpoczynku?

- Odpoczynku? Nie nawrzeszczysz na mnie żebym się wziął do roboty? - to było dziwne. Przywykłem do krzyków za każdą pomyłkę, ale nie do tego, że ktoś proponuje mi przerwę.

- Po co mam krzyczeć? Widzę, że się starasz. Masz gorszy dzień? - spytał z nieukrywaną troską w głosie. JB też miewał takie chwile, kiedy mieliśmy spadek formy.

- Chyba muszę się przewietrzyć. Za chwilę wrócę - czym prędzej wybiegłem z budynku tylnym wyjściem i usiadłem na schodach chowając głowę w dłoniach.

Dlaczego nie potrafiłem zebrać myśli? Mam, czego chciałem, a czuję pustkę. To świetne uczucie, kiedy nikt po tobie nie krzyczy ot tak z nudów, ale z drugiej strony przez cały dzień przerywaliśmy próby z mojej winy. Pierwszy raz poczułem potrzebę bycia zmieszanym z błotem, chyba źle ze mną. Naprawdę zaczęło brakować mi Jaebum'a, jednak nie mogłem z tym nic zrobić, sam wybrałem takie życie. Wróciłem do sali, skończyliśmy trening i udaliśmy się wszyscy razem do dormu. Następnego dnia mieliśmy fanmeeting, który był zupełnie różny od tych, które pamiętam. Był… bardziej sztywny? Tak, to dobre określenie. Normalnie zawsze wariowaliśmy dając naszym fanom powód do pisków, a tym razem tego nie było. Fakt, wchodziliśmy w interakcje z Ahgase, ale nie tak, jak zwykle. Nie skakaliśmy po scenie, jak ostatni debile, nie goniliśmy się po całej sali, nie nabijaliśmy się z siebie nawzajem. Niby nie było źle, ale jednak nie było tak, jak powinno. Z tą myślą zasnąłem.

Rano obudziłem się jeszcze przed budzikiem. Wstałem z łóżka, doprowadziłem się do w miarę normalnego stanu i wyszedłem z dormu. Postanowiłem drogę do wytwórni przebyć na piechotę żeby mieć czas na opracowanie planu działania. Tak, planu. Może i prosiłem o takie życie, ale to było w przypływie złości i mam już go dość. Dotarłem do budynku i od razu zacząłem szukać JB. Chciałem się upewnić, że chłopak tak samo, jak pozostali żyje tu i teraz i nie przeniósł się ze mną do innego wymiaru. Znalazłem go w studio nagraniowym. Zacząłem mu opowiadać historię sprzed prawie dwóch tygodni i wcale mnie nie zdziwiło, że mi nie wierzył. Jednak skończyło się na kłótni i tym, że zostałem wyprowadzony z pomieszczenia siłą przez Jinyoung'a i Mark'a, którzy nie wiem kiedy się tu znaleźli.

- Co ci odbiło? Znowu wracasz do tamtego tematu? Nie możesz nękać ludzi, bo masz urojenia - i nagle znikąd pojawił się Shownu ze swoim bzdurnym kazaniem.

- Nie mam urojeń. Dlaczego nikt mi nie chce uwierzyć? - zapytałem będąc bliski płaczu. Nie miałem zamiaru się rozklejać, ale sytuacja zaczęła mnie przerastać. Może i podobało mi się to na początku, ale teraz chcę już wrócić do dawnego życia.

- W co ci mamy uwierzyć? Jackson, historia, którą nam w skrócie przedstawiłeś nie trzyma się kupy. Jak mamy ci uwierzyć w coś takiego? - lider naprawdę wyglądał jakby miał zaraz zadzwonić do psychiatry by wyprowadzili mnie stąd w białym kaftanie.

- Wszystko wam wyjaśnię, tylko dajcie mi szansę, proszę - powiedziałem błagalnie. Poszliśmy do naszej sali i rozsiedliśmy się na podłodze.

- Mów

- Zabrzmi to dziwnie, ale to nie jest moje życie. Naprawdę. Nie wiem, czy jestem w innej rzeczywistości, czy to jakiś inny wymiar, nie mam pojęcia, ale wiem, że to nie jest to, co znam. Hyung, pamiętasz jak pytałem cię o życzenia wtedy po treningu? - zapytałem chłopaka, a ten tylko pokiwał twierdząco głową. - No właśnie, bo chodzi o to, że ja chyba sobie zażyczyłem czegoś, czego nie powinienem. Mówię wam, że ten sławny solista to JB, wariat jakich mało, sporo wrzeszczy i ostatnio non stop zachowuje się jak kobieta z okresem, ale to nasz przyjaciel i członek tej powalonej zespołowej rodzinki. Mimo że potrafi nieźle człowieka wyprowadzić z równowagi, jest najlepszym liderem pod słońcem. Tego dnia, kiedy się kłóciliśmy krzyknąłem, że nie powinien by w GOT7, bo jest kretynem. On powiedział, że życzenia się spełniają, no więc będąc wściekłym, zażyczyłem sobie tego i ostatnie, co pamiętam to to, że zemdlałem. A potem obudziłem się tu z wami nad głową. Ja wiem, że to brzmi niedorzecznie i sam się sobie dziwię, że chcę z powrotem do tamtego życia z tym kretynem, ale nic nie poradzę. Hyung, nic do ciebie nie mam, jesteś super liderem i świetnym kumplem, ale nie jesteś Jaebum'em hyungiem, a to z nim spędziłem ostatnie cztery lata w jednym dormie. Możecie mnie nawet zamknąć w psychiatryku, w pokoju bez okien i klamek, ale nie zmienię zdania, ja wiem, że nie należę do tej rzeczywistości.

- Ty wiesz, że to wszystko jest bez ładu i składu? Chciałbym ci wierzyć, naprawdę. Tylko nie wiem, jak mam to zrobić. Po prostu nie potrafię. Kiedy mówiłeś o życzeniach nie sądziłem, że w głowie masz coś takiego. Nie zamierzamy cię wysyłać do żadnego psychiatryka, ale musisz się pozbierać. Pomożemy ci, tylko musisz nam na to pozwolić - Shownu, jak zawsze opanowany i spokojny, co zaczynało działać mi na nerwy bardziej niż krzyki JB.

- Wy mi też nie wierzycie? Wiecie co w tym wszystkim jest najgorsze? Jestem prawie pewny, że JB hyung by mi uwierzył, a ja mu powiedziałem, że nie powinno go być w GOT7. Co ze mnie za przyjaciel? - nie wytrzymałem, rozpłakałem się jak dziecko. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak bezradny, zagubiony i jednocześnie wściekły na samego siebie za swoją głupotę. - Ja naprawdę tego nie chciałem. Nie chciałem stracić przyjaciela. Dlaczego zawsze muszę coś spieprzyć?

- Uspokój się. Niczego nie zepsułeś. Już… - nie usłyszałem, co Shownu powiedział dalej, bo zrobiło mi się słabo. Jednak wyjście bez śniadania i spędzenie pół dnia bez jedzenia nie było dobrym pomysłem.

- Yah, ocknij się w końcu! Jackson, obudź się do cholery! - moich uszu dochodziły krzyki skierowane do mnie. Wiedziałem, kto wypowiada te słowa, poznałem ten głos. Otworzyłem powoli oczy i przed sobą ujrzałem Jaebum'a.

- Hyung? - wymamrotałem ledwo słyszalnie. Czułem się jakby przejechał po mnie czołg.

- Matko… Ale nas wystraszyłeś. Chłopie od razu mogłeś mówić, że nie jesteś już na siłach żeby kręcić dalej - powiedział z tą swoją troską w głosie, której mi tak brakowało.

- Gdzie jesteśmy? - zapytałem. JB pomógł mi usiąść, a ja się rozejrzałem. Byliśmy na plaży, w Busan. I był cały zespół, i staff, i nasz wspaniały lider.

- Nadal na plaży. Zemdlałeś, więc przerwaliśmy nagrania. Ciężko cię było obudzić. Już się baliśmy, że będziemy musieli wezwać pogotowie.

- Czyli to był sen? Cały czas byłem tutaj, nieprzytomny… - Nie mogłem w to uwierzyć. Skoro to wszystko się nie wydarzyło, to znaczy, że nie straciłem przyjaciela.

- No dobry kwadrans spędziłeś leżąc na piasku. Jaki sen? - zapytał zaciekawiony.

- Już nieważne. Ważne, że to nie wydarzyło się naprawdę. Ale wiesz co? - uśmiechnąłem się szeroko.

- Co takiego?

- Życzenia się spełniają, ale trochę inaczej niż myśleliśmy - zaśmiałem się.

- Dobra. Koniec na dziś. Musisz się przespać, nam zresztą też przyda się odpoczynek. Nie jesteśmy robotami przecież - powiedział pomagając mi wstać i dojść do samochodu, bo nie potrafiłem utrzymać się na własnych nogach.

- Hyung…

- Tak?

- Przepraszam. Za wszystko. I dziękuję. Też za wszystko. Jesteś świetnym liderem i przyjacielem. Chcę żebyś o tym wiedział.

- Yyy… dzięki? Chyba będziesz musiał mi opowiedzieć ten sen, bo to musiało być coś ciekawego. Ale dopiero jak się porządnie wyśpimy - odpowiedział śmiejąc się. Również się zaśmiałem, oparłem głowę o szybę i odpłynąłem do krainy Morfeusza.

1 komentarz:

  1. O matko.
    Wzruszyłam się. Tak naprawdę. Co ty ze mną robisz, że nie potrafię przestać czytać twoich odpowiedzi, a to przeczytałam ze dwa razy.
    Chyba jednak bardziej pasuje do JB. Krzyczelibyśmy na siebie całymi dniami xD

    OdpowiedzUsuń