piątek, 19 maja 2017

Miłosny prześladowca: Rozdział VI - Zbyt nachalny

Dziś przybywam z dość długim rozdziałem nr 6. xD Powoli zbliżamy się do końca tej opowieści. ;) Miłego czytania. :D



Od naszej pierwszej wymiany zdań, bo rozmową chyba nie można było tego nazwać, minął już ponad tydzień, a on dalej za mną chodził krok w krok. Nie rozumiem tylko w jakim celu. Przecież nic mu nie zrobiłam, ba, nawet go nie znam. Dziś znowu za mną chodził. Starałam się to ignorować, ale to nie takie łatwe jakby się mogło wydawać.

Poszedł za mną do kawiarnii, więc wzięłam cappuccino na wynos żeby nie musieć na niego patrzeć. Potem szedł za mną aż pod uczelnię. Tam go zgubiłam, a przynajmniej tak mi się wydawało. Uczelnia była jedynym miejscem, gdzie nie czułam się perfidnie obserwowana. Siedziałam tam dziś tak długo, jak tylko mogłam, nawet skorzystałam z biblioteki żeby za wcześnie nie wyjść z budynku. Tu czułam się bezpiecznie. Tylko dlaczego obserwowana przez niego tak się nie czułam? Przy nim traciłam poczucie bezpieczeństwa, a nie wyglądał jakby mnie chciał skrzywdzić. Nie wyglądał…

Po wyjściu z uczelnianego budynku udałam się na spacer. Nie miałam, co ze sobą zrobić, a to że czekał na mnie za murem sprawiało, że nie chciałam wracać do domu. Tylko dlaczego? Tam byłabym na pewno o wiele bezpieczniejsza. Chodziłam bez celu po mieście. Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że nie wiem, gdzie jestem. Zgubiłam się. Niedobrze. Robiło się już ciemno, a za mną nadal chodził ten blondwłosy typek. Stanęłam przy najbliższym zejściu do metra i zaczęłam czytać tabliczki mając nadzieję, że dowiem się, jak wrócić do domu. Chłopak chyba spostrzegł, że mam problem, bo wyszedł z ukrycia, czyli w sumie zza drzewa i ruszył spokojnym krokiem w moją stronę. Odwróciłam się ku niemu i czekałam aż podejdzie. Nie bałam się go, ale dlaczego? Przecież mógł mi coś zrobić. Z zamyślenia wyrwał mnie ciepły i miły głos mojego cienia.

- Hej, może Ci jakoś pomóc? Wpatrujesz się w te tabliczki od dłuższego czasu, więc pomyślałem, że zapytam.

- No w sumie to nie wiem - miałam pustkę w głowie. I co ja mu miałam powiedzieć? Że jestem tu, bo chciałam go zgubić, a teraz ma mi pomóc?

- Nie wiesz? Ale czego nie wiesz? - czy on był rozbawiony? Jeśli ta sytuacja go bawiła to zaraz oberwie.

- Nie wiem czy powinnam prosić Cię o pomoc. Ale z drugiej strony chcę wrócić do domu zanim mnie noc przywita. Więc… powiesz mi gdzie jesteśmy i jak się stąd wydostać?

- Haha, no jasne - jego to naprawdę bawiło. - Musisz iść w tamtym kierunku, cały czas prosto aż dojdziesz do skrzyżowania, potem w lewo, a następnie w prawo. Później idziesz prosto aż dojdziesz do kolejnego skrzyżowania… - przerwałam mu, bo się pogubiłam w jego tłumaczeniu drogi powrotnej.

- Czekaj, stop. Nie nadążam. Jakie skrzyżowania? Mijałam jakieś? Ehhhh… Jak ja tu w ogóle doszłam? Ale czekaj. Jak się nie mylę, a raczej się nie mylę, to pójdziesz za mną bez względu na to, którą drogę sobie wybiorę, co nie? To może po prostu mnie zaprowadzisz do domu? - nie wierzę, że go o to poprosiłam. Czy ja jestem normalna? Przecież może mnie porwać albo coś. Ale jeśli nie on, to kto ma mi pomóc?

- Haha, bardzo chętnie - oberwie za chwilę za to ciągłe chichotanie się.

Ruszyliśmy w tylko jemu znanym kierunku. Może gdybym patrzyła, gdzie idę, a nie tonęła w myślach, to wiedziałabym, jak wrócić. Jednak póki co jestem zdana na niego. Szliśmy już z dobre pół godziny, a ja miałam wrażenie, że wcale nie zbliżamy się do naszego celu. Dopiero kiedy zobaczyłam w oddali targ, na który chodzę w środy, domyśliłam się, gdzie jesteśmy. Ale to nie wyglądało na drogę do domu. Targ powinnam mieć po swojej lewej, a nie przed sobą.

- Hej, dokąd my idziemy? Miałeś mnie do domu odprowadzić - no byłam lekko zaniepokojona. Jak przyjdzie co do czego to nawet nie ucieknę, bo mam astmę. Już po mnie.

- I idziemy, ale inna drogą. Chcę spędzić z Tobą więcej czasu, więc wybrałem dłuższą drogę.

- Dłuższą drogę? Ale my w ogóle idziemy nie w tym kierunku. Wiem, jak wrócić z targu do domu, a targ widzę, więc? Gdzie Ty mnie prowadzisz?

- Spokojnie, dotrzesz do domu, ale najpierw chcę Ci coś pokazać.

- Pokazać? O tak późnej porze? Wiesz co, dzięki za pomoc i naprowadzenie mnie na znane mi okolice, dalej już pójdę sama. Wiem, gdzie jestem, więc już trafię. Zatem bye - wystraszyłam się na jego słowa, więc postanowiłam zrobić to, co powinnam była zrobić na początku. Nie iść z nim.

- Czekaj. Przecież Cię nie zjem. Powiedziałem, że zaprowadzę Cię do domu, więc Cię tam odstawie, ale za chwilę - chłopak złapał moją rękę w mocny uścisk, a jego ton już nie był taki przyjemny, jak wcześniej. Zaczęłam się porządnie bać.

- Puść mnie. Nigdzie z Tobą nie pójdę - próbowałam się wyrwać, ale był ode mnie silniejszy.

Oboje zaczęliśmy się szamotać i wykrzykiwać jakieś różne przypadkowe zdania. Szarpaliśmy się tak dłuższą chwilę aż chłopak się zdenerwował, puścił moją rękę i lekko odepchnął. Niestety żadne z nas nie zauważyło, że staliśmy przy schodach. To małe popchnięcie wystarczyło bym straciła równowagę i spadła na dół po kilkunastu stopniach. Na całe szczęście nic poważnego mi się nie stało. Wstałam z ziemi, otrzepałam się i w jednym momencie złapałam się za rękę. Czyli jednak bez uszczerbku nie wyszłam z tego. Chłopak w mgnieniu oka zbiegł po schodach i znalazł się tuż obok mnie.

- Matko jedyna, nic Ci nie jest? Jesteś cała? - chłopak wyglądał jakby mówił do ofiary wypadku samochodowego. Był nieźle przerażony.

- Nie, nic. Wiesz co? Odsuń się ode mnie, a najlepiej zostaw mnie w spokoju. Do domu trafię sama.

Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Chłopak wrócił na jego typową odległość i szedł za mną znowu jako mój cień. Doszłam do domu, całą drogę obserwowana przez mojego tajemniczego prześladowcę. Opatrzyłam nadgarstek i poszłam spać. Rano wróciłam do normalności. No powiedzmy. Poszłam do kawiarni i do galerii. Oczywiście ciągle będąc śledzoną przez tego gościa. Dziś sobota, więc można poszaleć na zakupach. W centrum handlowym spędziłam cały dzień i niestety opróżniłam też kompletnie zawartość portfela. Ten typ spod ciemnej gwiazdy chodził za mną od sklepu do sklepu. Aż miło było patrzeć, jak go to męczy. Ale miarka się przebrała kiedy do mnie zagadał, gdy wychodziłam z jednego ze sklepów.

- Czy mogłabyś trochę zwolnić? Czy Ty się nigdy nie męczysz? - chłopak wręcz umierał ze zmęczenia, a ja nie miałam w planach się nad nim litować.

- Ja zwolnić? Nikt Ci nie kazał za mną łazić idioto.

- Nie jestem idiotą. I nie będę Ci się tłumaczył czemu za Tobą chodzę. Ale jak można chodzić po sklepach ponad cztery godziny bez ani jednej przerwy?

- Jak Ci się nie podoba to spadaj. Ja mam Cię już dość. Najlepiej to stąd zniknij. Już wystarczająco mi życie uprzykrzyłeś.

- Nie mogę Cię tu tak zostawić. A jak Ci się coś stanie?

- Że co proszę? Na razie jedynym moim zagrożeniem jesteś Ty sam. Nie zauważyłeś jeszcze?!

- To nieprawda. Co Ci we mnie nie pasuje?! Tyle czasu za Tobą chodziłem i Ci to nie przeszkadzało. Nosisz ciuchy, które kupiłaś, gdy kiedyś podałem Ci je w sklepie. I z tym jakoś nie masz problemu? - zaczął krzyczeć, jeszcze tego mi brakowało.

- Ugh… Zachowujesz się jak świr z książki, którą czytam! Jesteś nie do zniesienia!

- Podaj mi choć jeden powód, dla którego nie możemy być razem!

- Jesteś natrętem zatruwającym mi życie! Śledzisz mnie na każdym kroku! Gdzie jestem ja, tam pojawiasz się i Ty. Nie chcę takiego życia. A przez Ciebie jeszcze bym te życie straciła. Jesteś nienormalny i powinieneś się leczyć! Jesteś niebezpieczny, wiesz o tym chociaż? - byłam wściekła. Chwila, czy on powiedział coś o byciu razem? Facet o mało mnie nie zabił i twierdzi, że zrobił to z miłości. Czy on czasem nie uciekł z oddziału zamkniętego jakiegoś psychiatryka? Trafiam na samych wariatów z nim na czele.

- To nieprawda. Nie wszystko. Udowodnię Ci, że jesteśmy sobie przeznaczeni! Jeszcze mnie pokochasz! Zobaczysz! - uparty nie dawał za wygraną.

- Nie mam czasu gadać z kimś takim jak Ty, żegnam Cię - już nie krzyczałam. Nie miałam siły do tego gościa. Po prostu odeszłam.

Poszłam do parku. Często tam przesiadywałam, gdy miałam gorszy dzień, a ostatnio tych zły dni było coraz więcej, więc w tym miejscu przebywałam prawie codziennie. Nie umiałam już dłużej trzymać w sobie emocji, które mną targały, po prostu się rozpłakałam. Znowu. Znowu czułam się taka bezradna. I to była jego wina. Dlaczego on mi to robi? Czy nie wie, jak bardzo to boli, jak mnie rani? Dlaczego do niego nic nie dociera? Jak długo jeszcze będzie mnie nękał? Miałam kompletny mętlik w głowie, nic nie rozumiałam z tego wszystkiego. Wiedziałam, że mnie obserwuje nawet w tej chwili. Wiedziałam o tym, a i tak nie mogłam nic z tym faktem zrobić. Po prostu siedziałam i płakałam.

*Taehyun pov*

Płakała. Znowu płakała. Płakała przeze mnie. Jeszcze do niedawna zastanawiałem się czy ona kiedykolwiek płacze, czy miewa zły humor, czy potrafi się gniewać. A dziś? Dziś znam już odpowiedź na wszystkie te pytania. Poznałem je przez swoją głupotę. Jak mogłem do tego dopuścić? Jak do tego w ogóle doszło?

Chodziłem za nią, chciałem pomóc trafić jej do domu, gdy się zgubiła, chciałem zabrać w wyjątkowe miejsce, a wyszło, jak wyszło. Miała dziś zabandażowaną rękę, czyli jednak coś wczoraj jej się stało, gdy spadła z tych schodów. Właściwie to przeze mnie z nich spadła. Przestałem panować nad sobą i ją popchnąłem. Nie zauważyłem, że stoi na ich krawędzi. Jak wariat po nich zbiegłem by zobaczyć czy jest cała. A teraz obserwuję ją schowany za krzakami. Patrzę, jak prze ze mnie kolejny raz tonie we łzach. Dlaczego dopiero dziś to do mnie dotarło? Dlaczego tak długo musiałem patrzeć, jak płacze, bym w końcu zrozumiał, że nie na tym polega miłość.

Jaki ja jestem durny. Zachowałem się zupełnie, jak ten psychicznie chory facet z książki, którą niedawno czytałem. Zrobiłem dokładnie to samo, co opisywała fabuła. Ale dlaczego? Dlaczego byłem tak natarczywy? Dlaczego tak ją naciskałem? Jak mogłem nie pomyśleć o jej uczuciach? Skrzywdziłem ją. Jestem egoistą. Straciłem ją. Czy mogę to jeszcze jakoś naprawić? Nienawidzi mnie. Nie dziwię się jej. Ale i tak spróbuję. Spróbuję to naprawić, ale tym razem będąc prawdziwym sobą, a nie nachalnym idiotą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz